24 maj 2014

18. Legendy i fakty o wiedźmach


     
                                                                        Przepraszam Was, strasznie mi głupio.

________________________________








O’CONNOR ZAGINIONY!

Cieszący się wielkim uznaniem, emerytowany do dziesięciu lat auror, pogromca pamiętnego Edgara „Lepkiego” Fillinusa, William O’Connor (98l.) zaginął podczas wyjazdu do Irlandii Północnej. Dwa dni po zniknięciu O’Connora odnaleziono jego oszołomioną żonę, znajduje się obecnie pod opieką uzdrowicieli ze Szpitala Świętego Munga. Trwają poszukiwania. (czyt. więcej 3 str.)



CZARNA SERIA W GUJANIE

Jak relacjonuje nasz specjalny korespondent, w Gujanie, dawnej kolonii brytyjskiej, doszło do serii ataków i niewyjaśnionych morderstw na mugolach. Wszystkie ślady wskazują na działalność zamieszkujących tamtejsze strony anglojęzycznych czarodziejów.
Niepokojąca może się wydawać postawa schwytanych podejrzanych: Zaiskrzyło w Anglii, ale zapłonie Gujana. To dopiero początek – mówi oskarżony Brian J. Tamtejsze władze z kolei uspokajają, że znów kontrolują sytuację, a grupa odpowiedzialna za napady została w całości schwytana. – To bez wątpienia osoby z poważnymi zaburzeniami psychicznymi – twierdzi przedstawiciel biura aurorów i ministerstwa. – Mieliśmy do czynienia z naprawdę groźną grupą przestępczą, na szczęście niebezpieczeństwo zostało już zażegnane. (czyt. więcej 5 str.)




ZMIANY W HISZPANSKIM RZADZIE

Na wczorajszym posiedzeniu Rada Magów Iberyjskich i przedstawiciele Ministerstwa Magii wybrali nowego ambasadora Wielkiej Brytanii. Na tym stanowisku zasiądzie czynnie działająca do tej pory w Radzie Magów, Jane Hewson.



Dalej Blanka już nie czytała. Skupiła się na wytarciu soku dyniowego, który w roztargnieniu wylała, gdy zobaczyła w gazecie nazwisko matki. Wąska rubryka na krawędzi pierwszej strony Proroka Codziennego kompletnie ją zaskoczyła. Zamrugała kilka razy, jakby myśląc, że się przewidziała. Powinna była się cieszyć, w końcu jej mama od dawna marzyła o tym stanowisku, ale te odruchy zdecydowanie przegrały z szokiem, a nawet nutką zawodu. Bo dlaczego po raz kolejny dowiaduje się o wszystkim z gazety?
Odłożyła na bok Proroka, skupiając się na swoim niedokończonym śniadaniu. Rozdrażnienie wygrało w niej z ciekawością i naprawdę nie chciała teraz wracać do najświeższych wiadomości. Nawet na temat jej matki.
Nie wiedzieć czemu, Blanka miała tendencję do odkładania na potem spraw, które innym spędzałyby sen z powiek. Tak jak teraz nie chciała przeczytać artykułu prasowego na temat własnej mamy, tak parę miesięcy wcześniej zwlekała ponad tydzień, zanim otworzyła koperty z wynikami SUMów. Sama nie zdawała sobie sprawy z tego, jak bardzo jest tchórzliwa, kiedy trzeba spojrzeć prawdzie w oczy.
- Piszą coś ciekawego? – zapytał James, siedzący po drugiej stronie stołu.
Wzruszyła ramionami, przegryzając ostatni kęs kanapki.
- Mogę? – Wyciągnął do niej dłoń.
Zanim podała mu gazetę, wstała i zarzuciła torbę na ramię. Najszybciej jak mogła, wymaszerowała z Wielkiej Sali. Wiedziała, że za chwilę James rozedrze się na cały głos: „Piszą o mamie Blanki!”, a ona nie miała ochoty ani tego słuchać, ani tym bardziej o tym rozmawiać.

***

W klasie obrony przed czarną magią początkowe lekkie podenerwowanie i zaciekawienie całkowicie ustąpiło już nudzie. Już pół godziny temu McGonagall wpuściła szóstorocznych do sali, informując ich, że nowy profesor zaraz do nich przyjdzie. Do tej pory jednak tak się nie stało, a uczniowie czuli się coraz swobodniej i coraz głośniej rozmawiali. Ktoś przysypiał, ktoś śmiał się na całe gardło, ktoś rzucał czymś przez klasę w siedzącego dalej kolegę. Syriusz, James i Peter spisywali gorączkowo esej od Remusa na następną lekcję, sam Lupin zaś dyskutował o czymś z Lily, Amelia przeglądała notatki z wcześniejszych zajęć, a Blanka czytała książkę, ziewając od czasu do czasu.
Początkowo nawet nie usłyszeli otwierających się drzwi. Dopiero stukot drewnianej laski przykuł spojrzenia młodocianych czarodziejów. Wszyscy wstali jak na komendę, kiedy niski, wychudzony staruszek bez słowa przechodził między ławkami w kierunku swojego stanowiska. Garb zginał jego i tak już wątłą sylwetkę w pół, na łysiejącej głowie dumnie sterczało parę kępek tak siwych, że aż białych włosów, a twarz poprzecinana była przez niewiarygodną ilość zmarszczek, budzącą wrażenie, że ten oto człowiek jest najstarszą osobą, jaką kiedykolwiek było im dane spotkać. Dlatego niesamowite wywarł na nich wrażenie, gdy odezwał się nadspodziewanie silnym i jednocześnie spokojnym głosem:
- Usiądźcie.
Choćby przez samo brzmienie tego głosu, tak kontrastującego z wyglądem nowego nauczyciela, ugięły się pod nimi kolana i posłusznie zajęli z powrotem miejsca w ławkach.
- Wybaczcie, że musieliście czekać – powiedział, podchodząc do swojego biurka, ale przy nim nie siadając. Choć trząsł się jak osika, podparty na swojej odrapanej lasce, postanowił zachować dumną postawę w pierwszym spotkaniu z uczniami. Potoczył bladymi oczyma po twarzach Hogwartczyków i dodał dobrotliwym tonem: – W sumie trzy miesiące.
Uczniowie wymienili między sobą zaskoczone i jednocześnie rozweselone spojrzenia.
- Jak już wiecie, od dzisiaj to ja będę was uczył obrony przed czarną magią. Do tej pory byłem w komisji badającej czarnomagiczne zaklęcia. Niedawno zakończyliśmy dochodzenie w pewnej ciekawej sprawie i oto mogę do was dołączyć. Jak również – skierował spojrzenie na Huncwotów – wzbogacić waszą wiedzę nie tylko na temat zaklęć, z którymi być może w przyszłości przyjdzie wam walczyć, ale także na temat zaklęć, z którymi niektórzy z was już się zetknęli.
Gryfoni spojrzeli po sobie niepewnie.  
- Moje nazwisko William Wilde – dodał, kończąc dobitnie, jakby dawał znać, że oto wypełnił wszystkie niezbędne formalności i może przechodzić do poważniejszych spraw, jakimi było prowadzenie lekcji.
Lily poruszyła się niespokojnie na krzesełku. Od razu przypomniała sobie, skąd znała nazwisko nowego profesora i odwróciła się dyskretnie do siedzącej z tyłu klasy Blanki. Hewson posłała jej znudzone spojrzenie, ale Lily doskonale wiedziała, że mimo pokerowej twarzy, myślała o tym samym – o autorze książki dotyczącej wiedźm. Oto i on.
Nie byłaby sobą, gdyby nie spróbowała na nowo zacząć drążyć tego tematu. Jednak, znając trudny charakter Blanki, zrobienie tego przy całej klasie, mogłoby zakrawać na próbę samobójstwa. Tylko jak ma to rozegrać? Jak, nie przykuwając przy tym niczyjej uwagi, zatrzymać Blankę w klasie po zajęciach, kiedy ta siedzi kilka ławek za nią?
- Zostało nam już niewiele czasu – odezwał się profesor, zerkając na zegarek, przechadzając się w głąb klasy. – nie ma sensu zaczynać teraz nowego tematu, więc może macie jakieś pytanie?
Lily przygryzła wargę.
Teraz albo nigdy, pomyślała i już nabrała powietrza, by się odezwać, ale wyprzedziła ją Amelia:
- Myślę, że wszyscy jesteśmy ciekawi, czego będziemy się uczyć. Do tej pory mieliśmy dużo teorii, ale z zajęć praktycznych zaczęliśmy tylko zaklęcia niewerbalne.
Profesor pokiwał głową.
- Nie bagatelizujcie teorii. Do obronienia się przed czarną magią nie wystarczy wam refleks i parę bystrych uroków. Potrzebujecie też gruntownej wiedzy o tym, przeciwko czemu stawiacie czoło. Chyba że jesteście narwańcami, którzy może i mają serce do walki, ale umierają jako pierwsi.
W klasie zapadła całkowita cisza. Gryfoni wymienili między sobą speszone spojrzenia. Ślizgoni siedzący po lewej stronie klasy w większości zachowali powagę, choć znaleźli się i tacy, którzy uśmiechnęli się pod nosem.
- Oczywiście będziemy ćwiczyć praktykę, ale nie ukrywam, że najpierw chciałbym was nieco oświecić. Może tym samym uda mi się was, młodych, oduczyć brawury, a nauczyć rozwagi i odpowiedniej strategii. Choć, kiedy wcześniej przez pewien czas miałem przyjemność pracować na tym stanowisku, przekonałem się, że w przypadku Gryfonów, jest to często syzyfowa praca. – Znów posłał spojrzenie w prawą kolumnę ławek zajmowaną przez uczniów z Domu Lwa. Jednak nie było w nim ani krztyny skarcenia, raczej coś na kształt dobrodusznego zmęczenia.
Rozległ się dzwonek.
- Dziękuję za dzisiaj – powiedział, wracając do biurka.
Spora część uczniów zdążyła już się spakować i wyjść, kiedy Lily dostrzegła, jak Blanka próbuje odwiązać sznurówkę zaplątaną wokół ławki. Czekający na nią James i Syriusz zarzekali się na wszystkie świętości, że absolutnie nie maczali w tym palców, ale jej pomrukiwania pod nosem jednoznacznie świadczyły nie tylko o tym, że im nie wierzy, ale i o tym, że sznurówka zasupłała się wyjątkowo mocno i wciąż nie może jej rozplątać.
Lily uśmiechnęła się z satysfakcją i przystąpiła do szybkiego ataku:
- Panie profesorze – powiedziała, podchodząc do biurka nauczyciela, jednocześnie dbając o to, by usłyszała ją pozostała trójka Gryfonów. Przez chwilę się zawahała, ale gdy dostrzegła na twarzy nauczyciela uprzejme zainteresowanie, postanowiła się nie wycofywać. – Mogę się mylić, proszę mi wybaczyć, ale czy to nie pan jest autorem książki o wiedźmach?
Wilde spojrzał na nią z nieskrywanym zaskoczeniem.
- Owszem, nie sądziłem, że uczniowie w ogóle jeszcze biorą w ręce takie książki. Czytała pani?
- Tak, bardzo ciekawa – powiedziała z prawdziwym entuzjazmem i obejrzała się przez ramię. – O! Blanka też ją czytała, prawda? – posłała rozradowany uśmiech w koniec sali, gdzie Hewson nieustannie manewrowała różdżką, chcąc rozplątać supły i jednocześnie nie zniszczyć sobie butów.
Dziewczyna na chwilę znieruchomiała. Potem spojrzała na Lily, na swoją sznurówkę i jeszcze raz na Lily, aż w końcu połączyła wątki i zwęziła rozeźlone oczy. James i Syriusz w milczeniu przyglądali się całej sytuacji, obaj mieli nieco skonsternowane miny. Trudno było nie wyczuć w tym wszystkim podstępu.
- Tylko fragmenty – warknęła w końcu Blanka, kiedy nie mogła już bardziej przedłużyć chwili niezręcznej ciszy i ignorować pytającego wzroku nauczyciela. Machnęła przy tym różdżką ucinając supły i niszcząc szkolne buty. Zarzuciła torbę na ramię i bez słowa  próbowała się ewakuować, kiedy zatrzymał ją głos profesora:
- Byłoby miło znać pani opinię.
Spojrzała na nich, ściągając usta. Evans doskonale wiedziała, że Blanka prędzej napije się ropy z czyrakobulwy niż powie coś pozytywnego o Wiedźmach – wyjątkowych czarownicach. W duchu pogratulowała sobie tego, jak rozegrała całą sprawę.
- Z całym szacunkiem, ale raczej mnie nie przekonała.
Wilde pokiwał głową, jakby spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Na swoją obronę mogę powiedzieć tylko tyle, że napisałem ją blisko osiemdziesiąt lat temu – powiedział, rozkładając ręce.
Blanka kiwnęła głową na znak, że zrozumiała i ponownie odwróciła się w stronę drzwi, jednak tym razem James zagrodził jej drogę, najwyraźniej postanawiając wziąć udział w grze Evans.
- W tej książce przedstawia pan dość nietypowy obraz wiedźm – odezwała się Lily, obserwując kątem oka małą przepychankę między Blanką a Rogaczem. Wiedziała, że długo to nie potrwa,  dlatego starała się jak najszybciej rozwijać sytuację. – Dość trudno zmienić swoje wyobrażenie na ich temat.
- Kluczem w zrozumieniu książki jest pojęcie, że granica między czarownicą a wiedźmą nigdy nie była wyraźna. Bajki i legendy od wielu lat upraszczały postać wiedźmy do mugolskiego wyobrażenia baby-jagi. Jeśli wie pani, o czym mówię? – Lily kiwnęła głową, więc nauczyciel kontynuował z coraz większym zaangażowaniem: – Tak jak mugole obawiali się zwykłych czarownic, tak czarodzieje obawiali się wiedźm. Dostrzegali, że dysponują one większymi umiejętnościami, myślę, że byli oni tak samo zazdrośni, co podejrzliwi. Dlatego wokół tych postaci zaczęły narastać mity. Ludzie zaczęli nimi straszyć dzieci. Nie trudno było wiedźmę odsunąć od pełnego uczestnictwa w życiu danej społeczności, bo one wyobcowanie miały po prostu we krwi. Nic dziwnego, że żyjąc na uboczu, władając potężniejszą mocą i nawet mając trudniejszy charakter, stały się w pewnym momencie obiektem podejrzliwości, a w końcu zostały uznane za zagrożenie. Stąd nasze obecne wyobrażenie o nich jako o kobietach niemal pierwotnych, zupełnie wynaturzonych, będących nawet stanie posunąć się do kanibalizmu na dzieciach. I cóż z tego, że czasy się zmieniły i obecnie wiedźmy przynajmniej przez pewien etap życia zmuszone są do całkowitego zidentyfikowania się z czarownicami? Przez całe stulecia narastała w nas obawa przed nimi do tego stopnia, że teraz większość z nas jest oślepiona baśniami. Kobiety, które teraz przez dane społeczności są wzięte za wiedźmę, to najzwyczajniej w świecie osoby z zaburzeniami psychicznymi. Obecnie prawdziwe wiedźmy mogą żyć wśród nas, zwykłych czarodziejów, a nie w jaskiniach upstrzonych dziecięcymi szkieletami. Zapamiętajcie, że nie wyróżniają się one wynaturzeniem, ale umiejętnościami, charakterem, a także możliwościami, o których same mogą sobie nie zdawać sprawy. W dzisiejszych czasach wiedźmą może być pani czy pani – Spojrzał po kolei to na Lily, to na Blankę. – mało tego, wiedźma może umrzeć, nigdy nie odkrywszy do końca swych prawdziwych mocy i prawdziwej natury, jedynie jej pierwiastki.
- A zakładając, że kiedyś dane będzie nam jakąś spotkać, czy uważa pan, że mogą stanowić jakieś zagrożenie? I że powinniśmy się ich obawiać?
- Jedyne, czego nie powinniśmy, to z nimi niepotrzebnie zadzierać.
Lily uśmiechnęła się od ucha do ucha. Dowiedziała się już wszystkiego, czego chciała.

***

Blanka od początku czuła, że całe dzisiejsze spotkanie z Johnem prowadzi do znalezienia się w pułapce.Przyparł ją do zimnej ściany w pustym korytarzu. Oparł ręce po obu stronach, dzięki czemu, może świadomie, może nie, zagrodził jej drogę do ucieczki. Przynajmniej jak na pierwszy rzut oka.
Nic nie mówił, tylko patrzył na nią tak jakoś… inaczej.
Ona też obserwowała uważnie jego przybliżającą się powoli twarz.
Zazwyczaj miał groźne, orle spojrzenie, ale teraz w jego bladoniebieskich tęczówkach kryły się wesołe błyski i… małe podenerwowanie(?). Ładna, krzaczasta brązowa brew nad prawym okiem przecięta była blizną, a pod dolną wargą na boku znajdował się pieprzyk – te dwie cechy Puchona, dzięki którym wszyscy odróżniali go od jego bliźniaka, przez studentki Hogwartu uważane były za pociągające. Obaj bracia mieli też dołek w brodzie, John jednak skrywał go pod warstwą kilkudniowego zarostu.
Gryfonka nagle zdała sobie sprawę z tego, jak niebezpiecznie mała stała się odległość między nimi. Zbeształa się w myślach za analizowanie jego wyglądu i w jednym momencie jej czaszkę przepełniły plany ewakuacji z tej krępującej ją sytuacji. Słyszała kiedyś, że włamywacz będąc w jakimś pomieszczeniu, nie widzi tego, co jest w środku, tylko wszędzie dostrzega drogi do ucieczki. Dziewczyna właśnie doświadczała tego samego. Ma tyle wyjść! Tyle okazji do przerwania tej sceny, które aż się prosiły aby je wykorzystać. Jednak tkwiła nieruchomo, zezując na Johna, który, wydawało jej się to niemożliwe, ale z każdą chwilą był jeszcze bliżej. Może go odepchnąć i uciec, może palnąć jakieś głupstwo i zniszczyć całą atmosferę, może osunąć się po ścianie i umknąć w bok, a potem obserwować jak długowłosy chłopak z romantycznie przymkniętymi oczami zbliża swoje usta do ściany… Z trudem powstrzymała się od parsknięcia śmiechem, gdy wyobraziła sobie tą ewentualność. Całą uwagę skupiła na Johnie, który był cal od niej.
Czuła na skórze jego oddech, dużo bardziej spokojny od jej oddechu. Już nie miała ochoty uciekać. Chciała, by to się w końcu stało. A John, jak na złość, wlókł się niemiłosiernie i wyjątkowo wolno pokonywał odległość między ich ustami – nie więcej niż długość paznokcia. Jakby się wahał, albo wyjątkowo bał tej chwili, która zbliżała się nieuchronnie, co tu dużo mówić – na jego własne życzenie.
Opierała się z zacięciem o ścianę, nie mając zamiaru wykonać najmniejszego ruchu. To on ma ją pocałować, nie na odwrót.
- Długo jeszcze? -  wyrwało się szeptem z jej ust, gdy ta chwila zdecydowanie się przeciągnęła.
To mu dodało pewności siebie. Puchon zaśmiał się krótko i, wsuwając palce w długie włosy dziewczyny, ujął jedną ręką jej twarz, zaś drugą ręką przyciągnął do siebie jej ciało. W końcu dotknął swoimi ustami jej czerwonych warg. Bez żadnego skrępowania, całował ją tak, jakby byli ze sobą już od dawna.
Zarzuciła mu ręce na szyję i odwzajemniała pocałunek najlepiej, jak tylko potrafiła. Może brakowało tych legendarnych zawrotów w głowie, ale wrażenie, że świat poza całującą się parą nie istnieje, było rzeczywiście obłędne, musiała to przyznać.
Do czasu.
Po korytarzu, w którym do tej pory znajdowali się tylko John i Blanka, rozległy się czyjeś kroki i nagły huk. Odskoczyli od siebie jak poparzeni. Rozejrzeli się dookoła, szukając źródła hałasu.
Brunetka zamarła, gdy w drugim końcu korytarza dostrzegła cztery doskonale znane jej sylwetki. Z szeroko otwartymi, orzechowymi oczami wpatrywała się w nią Amelia, nieco za nią stał Syriusz ze zmarszczonymi brwiami i zaciśniętymi w wąską linię ustami. Wlepiał w nią stalowoszare spojrzenie, które nawet z takiej odległości zdawało się ciąć skórę brunetki niczym lśniące, naostrzone noże. Tylko Tatiana, stojąca przed dwójką przyjaciół, zdawała się mieć uradowaną minę, a James, jak to James, szczerzył zęby w uśmiechu, najwyraźniej bardzo z siebie dumny, że przyłapał przyjaciółkę na tym, jak się z kimś całuje.
U stóp każdej z tych czerech osób, leżały stosy książek i różnorakich metalowych przyrządów. Blanka nie miała pojęcia, po co im to wszystko, ale wiedziała przynajmniej, co spowodowało ten huk. Pierwsza zreflektowała się Krukonka: machnięciem różdżki pozbierała książki i żelastwo z podłogi tak, że każdy stosik powędrował z powrotem do rąk oniemiałych Gryfonów. Domagarow puściła oko do Blanki, po czym odwróciła się do niej tyłem i zaczęła wypychać siłą z korytarza przyjaciół z Domu Lwa.
James zaśmiał się w głos i poddał się drobnej Krukonce, niosąc przed sobą oburącz pokaźny zestaw książek, odwrócił się i jako pierwszy zniknął z oczu Gryfonce i Puchonowi, którzy mocno speszeni patrzyli na całą tą scenę. Tatiana, chcąc ruszyć Syriusza, całą sobą opierała się o wielkie cielsko Blacka, ale na nim nie robiło to kompletnie żadnego wrażenia. Po chwili spuścił mordercze spojrzenie z Blanki na Krukonkę. Wyglądał na zdziwionego, jakby właśnie odkrył, że łaskotki, które odczuwał w okolicy klatki piersiowej, były próbą popchnięcia go. Jeszcze raz spojrzał na Hewsonównę, zlustrował z pogardą Johna i bez słowa odwrócił się na pięcie, by dogonić Jamesa.
Panna Bellamy natomiast nie dała Tatianie okazji do wypychania jej, nie zaszczyciła już Blanki żadnym spojrzeniem, z kamiennym wyrazem twarzy odmaszerowała dumnie razem z Krukonką.
I znów na korytarzu została tylko ona i John.

Parę godzin później w dormitorium Huncwotów rozległo się donośne pukanie do drzwi. Czwórka Gryfonów spojrzała po sobie ze zdziwieniem, po czym Syriusz pierwszy zdecydował się sprawdzić, kto chce ich odwiedzić o tej porze. Leniwym krokiem przemierzył całe pomieszczenie i otworzył drzwi.
- Powiedz jej, żeby przestała się zgrywać i natychmiast wracała! – usłyszał, zanim zdążył rozpoznać stojącą w ciemnym korytarzu Amelię.
Przez chwilę patrzył na nią zdezorientowany, obejrzał się na współlokatorów, ale ich miny mówiły, że nie wiedzieli niczego, czego nie wiedziałby on.
- Komu mam to powiedzieć? – poddał się w końcu i spojrzał ze swego rodzaju pobłażaniem na piękną Szkotkę.
- Och, nie zgrywaj się! – powiedziała z wyraźnym poirytowaniem i szybkim krokiem wyminęła go w progu drzwi, nie zważając na to, że wcale nie zaprosił jej do środka, a wręcz zasłaniał jej wejście. Wpadła do dormitorium, badając wzrokiem całe pomieszczenie. – Gdzie ona jest?!
Remus składał papiery, nad którymi do tej pory siedzieli w skupieniu, chcąc je obronić przed roziskrzonymi oczami koloru orzechowego. Zapytał, odwracając jej uwagę:
- Ale kto? – ton miał uspokajający, choć dłonie mu drżały, kiedy wpychał nogą niespostrzeżenie kolejne pergaminy pod łóżko. Peter rozłożył się na pozostałych zapiskach, własnym ciałem je zasłaniając, bo kto jak kto, ale Amelia poznać ich nie powinna. James pogwizdywał cicho pod nosem.
Bellamy omiotła ich poirytowanym spojrzeniem.
- Blanka! – odpowiedziała na pytanie Remusa.
Tak rozzłoszczonej nie widzieli jej chyba jeszcze nigdy. Choć znali się już od sześciu lat, zawsze mieli ją za oazę spokoju.
- Nie ma jej tu? – powiedział ironicznie Black, świdrując wzrokiem dziewczynę i próbując z niej wyczytać, co się stało.
- Nie ma? – dosłownie przez ułamek sekundy wyglądała na zbitą z tropu lecz po chwili jej twarz stężała w rozdrażnieniu jeszcze większym niż uprzednio. – Dobrze wiem, że jest u was!
- Twoje wewnętrzne oko ci to podpowiada?
- Nie naigrywaj się ze mnie, Black! – warknęła przez zaciśnięte zęby i zajrzała do ich łazienki. Nie znalazłszy tam poszukiwanej, wycofała się i przejechała dłońmi po zasłonach, za którymi jednak nikt się nie skrywał.
- Amelio, naprawdę jej tutaj nie ma. Powiesz, co się stało? – zapytał Remus, ale nie doczekał się odpowiedzi.
Dziewczyna wymaszerowała z dormitorium, mijając Blacka, niedbale opierającego się o ścianę, który wyglądał jakby tylko czekał na otworzenie jej drzwi i przede wszystkim na zamknięcie ich za nią. Zanim wyszła, wychwyciła jego pobłażliwy i doprowadzający do szału uśmieszek.
- Nie sprawdziłaś jeszcze pod łóżkami i w szafie.
Spiorunowała go wzrokiem i zbiegła po schodach, nie oglądając się na niego ani razu.

W tym samym czasie Blanka szybkim krokiem pokonywała korytarz na siódmym piętrze. Choć jak zwykle zachowywała kamienną twarz, była naprawdę wściekła. Nie miała ochoty analizować zachowania Amelii, ani nawet próbować wczuć się w jej sytuację i zrozumieć, dlaczego miała do niej pretensje. Blanka nie znosiła, gdy ktoś wtrącał się w jej sprawy, dlatego Bellamy robiąca aferę o jej zniknięcia i Johna była iskrą, która zapaliła piętrzące się w niej od miesięcy nerwy. Kiedyś musiała wybuchnąć.
Rozdrażniona i zmęczona do cna, szła przed siebie, nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić. Nie chciała wracać teraz do dormitorium. W ogóle nie chciała wracać do ludzi. Z drugiej strony nie spędzi przecież nocy na korytarzu!
Aż przeklęła pod nosem, kiedy zdała sobie sprawę, że parę metrów wcześniej z jej torby wysunęły się dwa zwoje pergaminów. Sztywnym krokiem po nie zawróciła, wrzuciła między książki, nie myśląc o tym, co robi, tylko o tym, gdzie ma iść i  z powrotem ruszyła w swoja drogę. Zdążyła jednak ujść tylko parę kroków, gdy przystanęła przestraszona. Wyraźnie usłyszała za sobą jakiś szelest. Wyjmując różdżkę z rękawa, gwałtownie się obróciła, celując w pusty korytarz. Poza nią nie było nigdzie ani śladu żywej duszy. Ale coś się zmieniło. Zrobiła krok do przodu.
Te drzwi były tu wcześniej?
Dałaby sobie rękę uciąć, że nie.
Po dłużej chwili wahania i analizowania wszystkich za i przeciw, z przyspieszonym biciem serca i palcami zaciśniętymi na różdżce, nacisnęła klamkę.

***

Obraz uroczej dziewczyny na ławce w parku zniknął tak samo niespodziewanie, jak niespodziewanie Peter poczuł uderzenie w potylicę.
Otworzył zszokowany oczy, podnosząc głowę i tępo patrząc w pogrążoną w mroku przestrzeń. Zamrugał kilka razy, dzięki czemu przedmioty nabrały ostrości i kształty zaczęły bardziej wyróżniać się w nikłym świetle księżyca.
- Pardon, Gwizdek – usłyszał głos zaspanego Syriusza – ale masz najbliżej, idź otworzyć… I oddaj mi moją poduszkę.
Dopiero, gdy dotarły do niego odgłosy zniecierpliwionego pukania do drzwi, Gryfon zrozumiał o co chodzi. Leniwie zrzucił nogi z łóżka, szukając stopami przyodzianymi w wełniane skarpety pantofli.
Machnięciem różdżki zapalił świeczkę i odrzucił poduszkę na pobliskie łóżko w miejscu, w którym powinna spoczywać głowa.
- Pudło, Peter – mruknął Remus. – To łóżko od lat zajmuję ja…
- Jasne. –  Pettigrew stłumił ziewnięcie, ruszając w kierunku drzwi. Szurał głośno za sprawą źle założonych pantofli. – Od dawna wiedziałem, że śpicie razem.
- Jeszcze jedna mądra uwaga i obudzisz we mnie chęć spróbowania, jak smakuje szczur – ostrzegł z przeciwległego końca pomieszczenia Syriusz.
Glizdogon zarechotał pod nosem i w końcu dotarł do drzwi.
- Kto tam? – zapytał, lecz nie czekając na odpowiedź, od razu pociągnął za klamkę. – A… Amelia? – zapytał zszokowany.
Stała przed nim najładniejsza (i najzgrabniejsza!) dziewczyna w Hogwarcie. Ubrana jedynie w jedwabną koszulę do spania, przytulała do siebie poduszkę. Peter nie mógł się oprzeć, by nie przejechać pełnym podziwu spojrzeniem po jej bardzo kobiecym ciele. Chyba trochę zbyt długo zatrzymał się na krągłościach na wysokości klatki piersiowej, bo dziewczyna przycisnęła do piersi poduszkę, którą do tej pory trzymała pod pachą.
- Syriusz, naprawdę jej tu nie ma? – zapytała niemal łzawym głosem ponad ramieniem Petera, kiedy za chłopakiem stanęła wysoka i wysportowana postać przyjaciela.
Łapa dyskretnie dźgnął łokciem Petera, dając mu znak, by chłopak się przesunął i wpuścił do środka dziewczynę.
- Naprawdę. Ostatnio widziałem ją z tym Emmilliasem. – powiedział Black, kiedy weszła do dormitorium.
Peter zamknął za nią drzwi, z zahipnotyzowaniem przyglądając się jej kształtnym pośladkom do czasu, aż nie opadła na nie bez sił na łóżko Remusa.
Prefekt od razu wygrzebał się spod kołdry, najwyraźniej nieco zmieszany całą tą sytuacją, bo sztywno usiadł tak daleko od dziewczyny, jak tylko pozwalała mu na to długość łóżka z kotarami.
Glizdogon natomiast klapnął z powrotem na swoją pościel i wlepił zaciekawione spojrzenie w Gryfonkę. Długie i gęste złocistobrązowe włosy, układające się w fale,  okrywały jej ramiona. Miała mały nos, jasne, pełne wargi, delikatne rysy twarzy i ciepłe spojrzenie. Ciepłe, choć teraz dziwnie błyszczało strachem i powoli gromadzącymi się łzami. I znów oczy chłopaka zatrzymało się na piersiach dziewczyny. Z trudem stłumił w sobie westchnięcie pełne podziwu.
- Dowiemy się, co się dzieje? – zapytał cicho Remus.
Zerknął na zegarek. Było piętnaście minut po czwartej nad ranem.
- Pokłóciłyśmy się strasznie – powiedziała Amelia. – Wiecie, jaka ona jest. Wyszła, trzaskając drzwiami. Byłam pewna, że przyszła do was, żeby przenocować gdzieś z dala ode mnie. Ale jej nie ma. I… i… to… ona cały czas nie wróciła! Naprawdę myślałam, że jest tutaj. Przecież w Hogwarcie nie jest teraz bezpiecznie, coś mogło jej się stać!
Remus spojrzał znacząco na siedzącego naprzeciw Syriusza.
- Mapa – poruszył bezgłośnie ustami.
Brunet niby od niechcenia zajrzał z szafki nocnej, coś z niej wyciągnął i niby od niechcenia wycofał się, kierując się w stronę łazienki. Amelia nie wiedziała o mapie, jaką stworzyli i lepiej, by tak pozostało. Młody Black po drodze nie omieszkał szturchnąć wciąż śpiącego Pottera. Ten tylko rozejrzał się nieprzytomnym spojrzeniem po dormitorium. Najwyraźniej nie dostrzegł Amelii i nie wyczuł, że obecna sytuacja jest niecodzienną, bo z powrotem ułożył się wygodnie na poduszkach i zasnął. Łapa natomiast zniknął na moment w łazience, by po chwili dla niepoznaki spuścić wodę i wyjść, kręcąc przecząco głową w stronę Remusa, podczas gdy Amelia na niego nie patrzyła. Miał zaciśnięte szczęki.
- Nigdzie jej nie ma – wyczytał Lunatyk z ust przyjaciela, po którym widać było najwyższe napięcie.
Niedobrze, pomyślał Lupin. Cholera jasna, tragicznie!
Jednak nie dał nic po sobie poznać i powiedział z wciąż niezmąconym spokojem:
- Na pewno nic jej nie jest. Tatiana mówiła mi, że widzieliście ją dzisiaj z jakimś chłopakiem. Może się umówili?
- Jeżeli ona faktycznie jest teraz z tym idiotą, to ja wcale nie byłbym o nią taki spokojny! – wtrącił się Syriusz. Remus spiorunował go spojrzeniem. – No co? To wariat, widziałeś, jak on wygląda?
- Twoja niechęć do niego wcale nie poprawia sytuacji – powiedział twardo Lupin.
Black spojrzał na niego z dziwnym grymasem. I choć było po nim widać, choćby za sprawą zaciśniętych szczek, że cała sytuacja mu się nie podoba, powiedział uspokajająco:
- Am, pamiętasz, jak czekaliśmy na nią głodni kilka godzin w Porcie? – zapytał, z uśmiechem wspominając wakacje. Dziewczyna pokiwała ponuro głową i też uśmiechnęła się delikatnie. – Teraz pewnie też jest bezpieczna i zastanawia się, jak długo jeszcze trzymać cię w niepewności.
- Ale ona wtedy była w spokojnym miasteczku, a nie w ciemnym zamku, w którym zaatakowano czwórkę uczniów! – nagle wybuchła histerycznie. – Powinniśmy powiadomić McGonagall!
- Jestem pewien, że nic jej nie jest. – Remus doskonale udawał spokojnego i opanowanego. – Poczekajmy do rana i jeżeli wciąż jej nie będzie, w co nie wierzę, wtedy poinformujemy nauczycieli, że znikła.
- Będziemy czekać, a ona może umierać i wołać o pomoc!
Chłopak potarł kark dłonią. Jedno było pewne: jak tylko uspokoją rozhisteryzowaną Amelię, trzeba będzie jeszcze raz porządnie przyjrzeć się mapie. A potem, jak już odnajdą Blankę, zrobić jej porządną awanturę.




9 komentarzy:

  1. Ale się cieszę, że jest nowość. Umierałam z niecierpliwości. Ta notka wywołała we mnie dość oryginalne uczucia. Poszczególne fragmenty bardzo mi się podobały, jednak czasem miałam wrażenie, że nie układały się w całość. Właściwie wszytskie dotyczyły w jakiś sposób Blanki, a kiedy dosżłaś w końcu do opisu jej uczuć, tak naprawdę skupiłaś się tylko na jej złośći wobec Amelii. Tak jakbyś urwała trochę wątki, które zapowiadaały sioę naprawdę ciekawe. Ok, ten pierwszy nawet rozumiem - Blanka przeczytała, co miała rpzeczytać (podobał mi się zabieg z artykułami), ale później trochę mnie dziwiło. Np ten mecz z Krukonami - opis wydawał mi się być niepełny, choćby dlatego, że nie było wiadomo, kto wygrał (wsyyarczyłaby mała wzmianka w dalszej części rozdziału), ponadto zgrzytnęło mi coś w samym zamyśle - to chyba Ślizgoni wedle hasła Syriusza mieli być ....., a nie Krukoni, a wyszło, jakby Krukkoni xD Jednak to, jak zgrabnie wplotłaś postać Irmy w ten krótki fragment,m było genialne i zapowiada więcje na przyszłość. Jeśli chodzi np. o opis obrony - generalnie był bardzo dobry, a postać profesora zdecydowanie przypadła mi do gustu i zaintrygowała, ale odniosłam wrażneie, że skończyuł lekcję po pięciu minutach. podobnie sam fakt, że Blanka nie wspomniała później o tym wydarzeniu, jakby spłunęło po niej jak woda po kaczce, co wg mnie nie może być prawdą, byl dziwny. Bo na pewno to na nią wpłynęło... Cekawe, co pomyśleli o tym Huncwoci, skoro chyba nie mają pojęcia, ocb. Ale odpowiedź Wilde i sam fakt, że go w ten sp[osób wprowadziłaś, bardzo mi się podobały. Lily zaś sprytnie to wszystko wymyśliła, gratuluję jej xD. Co do randki z Johnem - tutaj zabrakło mi wprowadzenia. Skoro się umówili, to jednak nie było takie...niezapowiedziane xD ale sam opis tego... wprowadzania do pocałunku, mpoczatkowej chęci ucieczkci Blanki, póxniej zaś pospieszanie chłopaka, a na końcu - finał z czwórką przyjacół - zdecydowanie mi się podobał. ysle, że nie tylko Amelia się tutaj zdenerwowała, a i Syriusz. Jestem bardzo ciekawa, co z tego wyniknie, bo jednak chyba nieto,że A byłaby zP eterem, a szkoda trochę. Bardzo mi się podobąło, jak opisałaś jego zafascynowanie dziewczyna i nie mam do tego absolutnie żadnych zastrzeżeń. Jesli chodzi o końcówkę, to zdziwiło mnie, że Blankę przejęło aż tak bardzo właśnie tylko to ostatnie wydarzenie-ta kłótnia z Amelią,której nie przedstawiłaś i trochę szkoda xD Miałam wrażenie, że sprawa z wiedźmą, jak i matką również są poważne; ponadto trochę jakby zapomnniała podczas tej złości, że mimo wszystko całowała się z chłopakiem i było to wg niej obłędne... Ale może wrócisz do tego w przyszłej notce, mam nadzieję? Ogólnie notka mi się podobała, piszesz bardzo dobrze; wciągająco, jednak pewne nedociągnięcia znalazłam i dlatego o nich piszę. Z niecieprliwością czekam na cd i zapraszam na zapiski-condawiramurs oraz odnalezcprzeznaczenie na nowe notki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za poświęcony czas i uwagi!
      Nie wiem, z której strony zacząć się usprawiedliwiać :D Przede wszystkim staram się nie opracowywać całych wątków naraz w jednym rozdziale. Zacznę coś w jednym, rozwinę trzy rozdziały później, a skończę w piętnsatym. Choć wiem, że przy mojej częstotliwości dodawania postów jest to nie do wychwycenia.
      Jeśli rozdział nie kleił się w całość, to faktycznie jest to moja wina, moja bardzo wielka wina. Za wcześnie pochwaliłam się, że mam już większość skończoną i gdy do niego usiadłam, okazało się, że muszę go całego rozmontować i składać od nowa. Bardzo możliwe, że coś zgrzyta, choć dokładałam starań, by tak nie było :c
      Fragment z meczem jest w pełni epizodyczny, jakoś nie planowałam tego bardziej rozwijać. Szczerze mówiąc, zastanawiałam się, czy nie wywalić go w ogóle do banialuków. Ależ nie, nieeee! W oryginalnej przyśpiewce naprawdę są "głowy"! :D To taki głupi suchar, no.
      Tak, to było rzeczywiście jakieś 5-10 minut. Na początku fragmentu była mowa o tym, że bardzo długo na niego czekali.
      Zdawałam sobie sprawę z tego, że te fragmenty są mocno rozrywane, ale nie sądziłam, że może Wam to tak przeszkadzać w odbiorze. Mnie np o wiele bardziej męczą zbędne opisy, które i tak można sobie potem wydedukować z sytuacji niż brak wprowadzenia do danej sceny. Ale ok, popracuję nad tym.
      Fakt, Blanka skupiła się na ostatnim wydarzeniu, ale myślę, że w tej sytuacji była usprawiedliwiona. Wątki wiedźmy i jej matki będą się jeszcze stpniowo rozwijać. Natomiast jakieś rozważania na temat Johna sobie odpuściłam w obawie, że wyjdzie mi ona zbyt romantyczna. Blanka absolutnie nic wspólnego z romantyzmem nie ma, ale to nie oznacza, że ma się daleko trzymać od potencjalnych zainteresowanych jej osobą ^^
      I wybacz mi przedłużającą się u Ciebie nieobecność. Wiem, że to marne usprawiedliwienie, ale serio u wszystkich mam ostatnio zaległości. Na razie rozpaczliwie poszukuję czasu na ich nadrabianie, ale w końcu mi się uda! ;)

      Usuń
  2. Tak!!!!!!! Tak! Tak! Tak! W końcu :D Doczekałam się :3 I nie zawiodłam :D Mam nadzieję, że rozwiniesz (na pewno rozwiniesz tylko nie zapomnij xP) te wszystkie wątki :) Znów brakowało mi Lily i Jamesa, ale przecież to nie musi być w każdym rozdziale, nie? Choć miło, że o Lily było cokolwiek. Spryciula :P
    Ogólnie to zapowiada się ciekawie, choć dawno nie było takiej prawdziwej akcji. Wiesz o czym mówię? Też mam z nimi problem jak piszę.. Nie ważne :P
    Blanka to niezły charakterek, a Amelia w końcu się zrobiła się "barwna", no nie? Przepraszam, że tak nieskładnie piszę, ale cieszę się, że w końcu napisałaś, bo tego mi było trzeba ;D Tak z ciekawości: masz już napisany , albo przynajmniej obmyślony plan wydarzeń na następne rozdziały? Czy w ogóle piszesz sobie plan wydarzeń a dopiero później ubierasz w słowa?
    No dobra to chyba wszystko, jak mi się przypomni to jeszcze napiszę :) Powodzenia w pisaniu i jeszcze raz dzięki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To już któryś głos o porzuconych wątkach, zaczynam siebie samą podejrzewać o alzheimera. Na razie jestem świadoma tylko jednego wątku, który planowałam prowadzić z hukiem w wakacyjnych rozdziałach, ale potem musiałam się z niego wycofać i zostawić ciąg dalszy na o wiele późniejsze rozdziały. Co do reszty, wydaje mi się, że wszystkie je jakoś w miarę ogarniam - nie rozwijam ich w pełni od razu, tylko staram się to robić bardziej stopniowo :D Ale faktycznie może mi nie wychodzi, muszę się przyjrzeć starszym postom.
      Mam ułożony cały plan wydarzeń, rozpisane najbliższe rozdziały i gotowe wybiórcze fragmenty, niektóre nawet dotyczą akcji już po zakończeniu Hogwartu. Nie potrafię się zmusić do pisania na bieżąco. Mam wizję jakiegoś wydarzenia, to je opisuję, choćbym nie wierzyła, że kiedykolwiek uda mi się z akcją dojść tak daleko xD Dlatego na pewno w rozdziałach można wyhaczyć falowanie stylu. Niestety nie wypracowałam sobie jeszcze tego ostatecznego sposobu pisania i kiedy wrzucam do rozdziału jakiś fragment, który napisałam dwa lata wcześniej, jest z nim sporo poprawiania, a i tak na pewno coś umknie.
      Dzięki za opinię i cierpliwe czekanie ;)

      Usuń
  3. Ojej ale dawno mnie tu nie było, czy może raczej dawno nie było rozdziału... tak, piję do tego, że ktoś tu coś obiecał :P W ogóle to nie spodziewałam się, że przegonię cię z rozdziałami (znaczy wiedziałam, że nie masz jakiejś szczególnej tendencji do systematyczności, ale po ostatniej notce myślałam, że może jednak rozdziały będą pojawiać sie częściej).
    No, ale ja przecież zupełnie nie o tym miałam! Nie wiem, ale Blanka mnie trochę irytowała. Kurczę no, to trochę tak jakby specjalnie grała na uczuciach innych, jakby myślała, że świat kręci się wokół niej, czy coś. No i to jej zachowanie względem Lily, ta złość - jakieś takie niesmaczne to było. Bo tak naprawdę gdyby sama z siebie nie postanowiła za wszelką cenę zamieść sprawy pod dywan, gdyby porozmawiała z Lily, to nie miałaby o co być zła. A w ogóle to w sumie chyba nieco bardziej powinna przejmować sie rozmową, bo przynajmniej istnieje możliwość, że jest wiedźmą - nawet, jeżeli wszytskim mówi, że w to nie wierzy, przecież gdzieś tam w głębi musi mieć wątpliwości, czy choćby zwykłą ciekawość.
    Sam nowy profesor podoba mi sie. Od razu widać, że będzie kimś istotnym dla fabuły, no i jest zdecydowanie kimś kompetentnym (w przeciwieństwie do większości nauczycieli OPCMu z książek). Poza tym należą ci się pochwały za opis Willa, bo był bardzo oryginalny i przede wszytskim ciekawy. Zresztą sama profesja nowego nauczyciela rónież mnie interesuje - w końcu rzadko w Hogwarcie, czy ogólnie w serii pojawia sie ktoś, kto zajmuje się czarną magią, czy może bardziej ma z nią dość obszerny kontakt. No i podobało mi się, że powiedział, że teoria również jest ważna, że bez świadomości tego, co dany czar może zrobić, nie jest się prawdziwie kompetentnym czarodziejem.
    Ten mecz był jakiś dziwny. Nie wiem, czy to mi sie jakoś mózg wyłączył, czy jak, ale zupełnie nie zaczaiłam kto z kim i przede wszystkim kto wygrał. Znaczy niby można powiedzieć, że Ravenclaw vs Slytherin, tyle że ta wspominka Matta jakoś niespecjalnie definiuje przeciwnika. Ale za to Matt jest w formie i jak zawsze rzuca świetnymi tekstami :D
    Cała ta sytuacja z Blanką i Puchonem również taka jakaś... znaczy to przez samą Blankę - no wiesz, ja rozumiem, że dziewczyna mogła czuć zniecierpliwienie, ale no nie wiem... czegoś mi chyba zabrakło. A może to przez to, że od razu pojawili się przyjaciele dziewczyny, co było tak strasznie przewidywalne, że zdziwiłam się, że akurat to zaserwowałaś. Dobra, przyznaję przemawia przeze mnie niechęć względem Blanki, więc... no nie bierz tego za bardzo do siebie.
    Za to, gdy natknęłam sie na fragment z zamkniętymi drzwiami, od razu przypomniałam sobie nieprzytomnych Huncwotów... eh, Blanka nie uczy sie na błędach przyjaciół.
    Pokusiłaś sie w tym rozdziale o całkiem sporą eksplorację Petera. To przedrzeźnianie się jakoś nie bardzo mi do niego pasuje - znaczy, wiesz, przez większość czasu chłopak robi raczej za tło w opowiadaniu i tylko czasami nagle wpadnie właśnie z takim tekstem, który zwraca uwagę. I wtedy ja nie wiem, czy to zabieg celowy, czy też raczej przypadek - a nie lubię, gdy stawia się mnie w takiej sytuacji. Bo w sumie mogłabym to wytłumaczyć tym, żę zachowuje się tak tylko wobec przyjaciół (w sensie chłopaków, z którymi jest chyba jednak bliżej), ale nie jestem przekonana, czy powinnam. Za to jego fascynacja Amelią bardzo mi się podobała - w ten sposób ładnie pokazujesz, że Pete też facet i też chciałby mieć dziewczynę. W końcu czemu nie?
    W ogóle bardzo podobało mi się całe zagranie z mapą - w ogóle ta wymiana między Syriuszem i Remusem była świetna. No i śpioch James jest jak najbardziej pro ;)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, że naprawdę chciałabym mieć możliwość częstszego i pisania, i czytania.

      Blanka to kawał wstrętnej francy i nie zamierzam jej bronić (choć nie zamierzam też jej zmieniać, bo właśnie taką ją chciałam). Jest zołzą i w najbliższym czasie ktoś jej w końcu powie do słuchu. Ale serio nie działałaby Ci na nerwy wścibska dziewczyna, za którą przepadasz średnio na jeża, a próbuje na siłę Ci wmówić, że jesteś kimś, kim nie jesteś? I łazi za Tobą, i knuje intrygi, i odwala jakieś scenki?
      I weź pod uwagę to, że ona absolutnie nie należy do rozegzaltowanych romantyczek (czyli może jednak ma coś z wiedźmy? :p), więc jakoś kompletnie nie pasowałyby mi tu nie wiadomo jak rozbudowane opisy uczuć. Stało się, to się stało, ona jakoś bardzo tego nie przeżywa. Ma inne rzeczy na głowie i to one spędzają jej sen z powiek, nie John.
      Ha! Widzisz! To było takie specjalne zagranie, żeby mimo teoretycznej przewidywalności, Was zaskoczyć! Dobra, żartuję, wcale nie. Wiem, że to mocno naciągane, że akurat ta grupka tędy przechodziła i widziała, co widziała. W sumie nie wpadłam na to, że ten kicz może wisieć w powietrzu, ale cóż.

      Kurna, mecz im się nie podoba, no co za ludzie. DOBRA, WYCINAM. Będzie kiedyś na banialuki. A miał być taki głupio-fajny przerywnik, noooo :D

      Nie wiem, o jakie przedrzeźnianie chodzi? Jeśli masz na myśli głupie żarciki Petera przed otworzeniem drzwi Amelii, to tak, zdecydowanie chodziło mi o to pierwsze. Serio uważasz, że był tak zahukany, że nawet w towarzystwie samych Huncwotów nie otworzył się przez 6 lat? Seriooooo? No proszę Cię. Wg mnie on miał fobię przed innymi, ale jeśli chodzi o zwykłe rozmowy z chłopakami raczej nie miał wielkich problemów, dopóki znajdowali się we własnym gronie. Jasne, pewnie nie zdobyłby się na zażarte kłótnie, stawianie im oporu, bo przecież wiemy, że był w nich zapatrzony i szedł za nimi w ciemno, ale nie róbmy też z niego jąkającej się wiecznie sieroty, która sobie butów nie potrafi zawiązać. No dobra, jest taki, ale tylko w towarzystwie innych. Przynajmniej ja go sobie tak wyobrażam. I wyobrażam sobie też jego fascynację dziewczętami. Nie oszukujmy się, chłopak ma 16 lat, hormony buzują, a raczej nie ma aparycji, która dodawałaby mu odwagi w miłosnych podbojach, dlatego kontemplowanie urody Amelii z boku nieźle mu wychodzi.

      Dzięki za czujne oko i szczerą opinię ;)

      Usuń
    2. Ojej to chyba zabrzmiało jakby coś ci wypominała, a tak nie było :P

      Nie no, spoko, nie czepiam sie kreacji, bo jest jak najbardziej w porządku. Czy bym się zirytowała? Na pewno. Ale ja wolałabym pogadać, zamiast spieprzać i tak się męczyć jak ona.
      Oj no, nie chodziło mi o opisy uczuć, tylko bardziej o to, żeby ta scenka była po cos więcej niż tylko po to, żeby przyjaciele mogli ją nakryć :D

      Nie wycinać, tylko dopisać i rozbudować, nygusie!

      Ee bo wiesz to takie trochę popadanie ze skrajności w skrajność - raz na jakiś czas buchnie i cisza, no i to mnie jakoś tak nie bardzo przekonuje. Ja niczego nie odmawiam Peterowi, żeby było jasne. I, kurczę, masz bardzo fajną teorię tylko mało ją widać, a szkoda.

      Zawsze do usług ;)

      Usuń
  4. Witaj,
    Informuję, że Twojego bloga oceni Mokatte. Pozdrawiam! (Shiibuya)

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj,
    Chcę Cię powiadomić, że nie będę oceniać blogów na Shiibuy'i, ponieważ zrezygnowałam ze stażu. W związku z tym, Twój blog znajdzie się w Wolnej Kolejce. Bardzo przepraszam za zamieszanie.

    Pozdrawiam,
    Mokatte

    OdpowiedzUsuń

Dziękując za uwagę i poświęcony czas, nieśmiało pragnę dodać, że będę bardzo wdzięczna za każdą szczerą opinię czy choćby znak zainteresowania pozostawiony na blogu ;)
Layout by Yassmine