Nie mogę już patrzeć na ten szablon, co za paskudztwo. Szukam materiałów do czegoś nowego.
Ten odcinek miał się pojawić ponad… rok temu (tak,
tak, w Halloween. A potem w następne), ale strefiłam. I początkowo miał mieć
11sty numer, a sami widzicie, jak wyszło. Odwlekałam ten moment tak długo, jak tylko
było to możliwe. Pomysł powstał naprawdę dawno temu i w związku z tym wciąż nie
wiem, czy faktycznie powinnam była wprowadzać go w życie. Wiadomo, jak głupie
ma się pomysły za młodu, prawda? No ale jak się już powiedziało A, to powinno
się powiedzieć i B. Ponoć, choć osobiście uważam to za głupotę.
Prawdopodobnie jeszcze nigdy nie szło mi tak mozolnie.
Chyba to czuć, sztywne słowo, ciężką składnię, tą trudność w pisaniu. Na pewno.
Rety… co za kupa (korciło mnie, żeby tak nazwać
rozdział). Dlatego też nie dedykuję.
Larry Golden,
Prefekt Naczelny Hogwartu rozglądał się uważnie po Wielkiej Sali, szukając
możliwości do interwencji i do urozmaicenia sobie tego nudnego wieczoru. A nuż,
ktoś wszczął sprzeczkę? Choć może jego obecne znudzenie na to nie wskazywało,
był bez wątpienia najbardziej zapracowanym uczniem w całym zamku. Jako jeden z
najzdolniejszych studentów, kluczowy zawodnik reprezentacji Ravenclawu w
quiddithu, osiągający znakomite wyniki w każdym przedmiocie wykładanym w
szkole, jednak pochodzący z biednej rodziny, został nagrodzony przez Ministerstwo
Magii i dyrekcję szkoły, gdy zdał
wszystkie SUMy na wybitny. Dostał możliwość zakończenia nauki już w tym roku,
jednak kosztem tego musiał opanować materiał z dwóch lat, które mu pozostały, a
w czerwcu wraz z najstarszymi studentami przystąpić do OWTUMów. Po zakończeniu
szkoły czekał go staż w Ministerstwie Magii. Choć był to dla niego czas
wyjątkowo ciężki, traktował go jako ogromną szansę do szybszego
usamodzielnienia się, zdobycia pracy i wspomożenia rodziny. Coś kosztem czegoś.
Potoczył
wzrokiem po skepieniu Wielkiej Sali cały czas przeszywanym przez błyskawice. W
górze kotłowały się czarne, ołowiane chmury. Zsyłały prawdziwą ulewę, jednak
krople wody rozpływały się w powietrzu nad głowami siedzących przy stołach
uczniów na wysokości lewitujących świec i dyniowych masek i przechodziły w
nicość. Ucztujący poniżej hogwartczycy nic sobie nie robili z szalejącej nad
nimi burzy. Śmiejąc się i rozmawiając z przyjaciółmi, kosztowali smakołyków
przygotowanych przez skrzaty.
Larry znów
zlustrował wzrokiem wszystkich obecnych na sali. Przy stole Ravenclawu jego
przyjaciele z roku, Matt i Malina, jak zawsze o coś się spierali, ale robili to
w miarę niezakłócający spokoju sposób. Gwar setek toczonych przy stołach
rozmów, podzwanianie sztućców, nuda. Zdecydowanie podejrzana. A podejrzenie to
potęgował fakt, że nigdzie nie dostrzegał czwórki uczniów, która zawsze
sprawiała najwięcej zamieszania i przysparzała mu dodatkowej pracy.
Chyba po raz
tysięczny spojrzał w kierunku stołu Gryfonów, gdzie szósty rok reprezentowały
jedynie Amelia Bellamy i Lily Evans. Ruszył przed siebie.
- Cześć, dziewczyny – uśmiechnął się parę
sekund później, siadając przy Lily i Amelii, cmokając tą drugą na powitanie w
policzek.
Chyba już
wszyscy w szkole wiedzieli, że są razem, poza nimi samymi. Byli najbardziej
oczywistą, choć z powodów ich ciągłych zaprzeczeń, wciąż nieoficjalną parą w
Hogwarcie.
- Gdzie masz
Blankę? – zapytał.
- Kiepsko się
dziś cały dzień czuła, była tu tylko chwilę i stwierdziła, że idzie spać –
poinformowała go Amelia, obserwując, jak dolewa jej dyniowego soku.
Golden
szepnął coś Szkotce na ucho, ta szturchnęła go ramieniem, jednocześnie
powstrzymując się od roześmiania na głos. Przez chwilę przekomarzali się ze
sobą, obserwowani czujnym okiem siedzącej naprzeciw Evansówny. Kiedy Larry w
końcu wyłapał jej spojrzenie, ta uśmiechnęła się przepraszająco i spuściła
wzrok na swój talerz.
- A gdzie
chłopaki? – zapytał rudowłosą.
Dziewczyna z
powrotem podniosła zielone oczy na chłopaka. Tym razem zaskoczone, a nie życzliwie
przypatrujące się.
- Dlaczego
akurat mnie o to pytasz?
- Bo
zazwyczaj masz na nich czujne oko, zapewne tylko jako prefekt domu – uśmiechnął
się nieco złośliwie.
- Nie mam
pojęcia, gdzie są – burknęła Gryfonka.
- Niedobrze –
tym razem Golden zwrócił się do Amelii. – Planowałem, że po odprowadzeniu
uczniów do dormitoriów, moglibyśmy się razem przejść, ale ich nieobecność akurat
w Halloween trochę dziwnie wygląda. Zobaczymy.
***
Peter,
Syriusz i James szybkim krokiem przemierzali szkolne korytarze nikle oświetlone
leniwym ogniem pochodni. Wysoko ponad nimi, między lewitującymi dyniowymi
maskami, latały nietoperze.
Potter pluł
sobie w brodę. Znów, znów nawalił! Wszystko było dopięte na ostatni guzik, jak
mogłoby się zdawać, a tymczasem on zawala najłatwiejszy element planu. Przez
niego tracili czas, ale uparcie nie dawał po sobie poznać, jak bardzo jest na
siebie wściekły. Po kłótni z Syriuszem szli w milczeniu. James doskonale
wiedział, że jego przyjaciel miał rację, ale przecież nie przyzna się do błędu,
prawda?
Tatiana
nadstawiając karku i wykorzystując swój urok i talent aktorski, załatwiła
ostatnie potrzebne im elementy, a on najzwyczajniej w świecie pomylił miejsca
kryjówki. W poszukiwaniu zmierzyli zamek już wzdłuż i wszerz, ręce powoli mu
opadały. Syriuszowe spojrzenia spode łba oraz sapanie Petera nie poprawiały
sytuacji.
W kieszeni
peleryny spoczywała ich mapa, teraz kompletnie nieprzydatna. Dlaczego nie
wskazywała potrzebnych przedmiotów?
- To tu –
powiedział pewnie, zatrzymując się nagle przed ciężkimi drzwiami, które
wydawały mu się znajome.
- Mówisz to
dziś już siódmy raz – usłyszał za sobą niski, choć poirytowany głos Blacka.
Nic sobie z
tego nie robiąc, zaklęciem otworzył zamek i wszedł do środka, nie oglądając się
na przyjaciół.
To był błąd.
Cała trójka
bez zawahania wpadła do pogrążonej w kompletnej ciemności komnaty. Rozległ się
huk i głuchy jęk kogoś w środku.
Stanęli jak
wryci, kompletnie zdezorientowani. W pogotowiu mieli różdżki, ale otaczała ich
tak nieprzenikniona ciemność, że nie mogli ich użyć. Choć dodatkowo nastała
głucha cisza, pewnym było, że nie byli sami. Wszystkie ich zmysły były
wyostrzone do maksimum, a mimo to, wciąż nie potrafili odnaleźć się w sytuacji.
Każde z nich słyszało przyspieszone bicie swego serca, poza tym cisza w
komnacie wręcz świszczała w uszach. Wbrew oczekiwaniom ich oczy nie
przyzwyczaiły się do ciemności i nie byli w stanie nawet dojrzeć siebie
nawzajem.
Stali tak
kompletnie zszokowani przez króciutką chwilę, dwie, może trzy dokładnie
odliczone sekundy.
To się stało
nagle.
Usłyszeli
szelest i w tej aksamitnej ciemności James coś dostrzegł. Coś tak intensywnie
czarnego, że otaczający ich mrok, do tej pory nieprzenikniony, teraz wydał się
ledwie szarawy. Była to jakaś smuga. Smuga, która pojawiła się niespodziewanie,
nie wiadomo skąd i… mknęła w ich stronę z prędkością nie pozostawiającą im
szansy na jakikolwiek ruch. Rozszczepiła się na trzy części, jedna z nich
impetem trafiła Jamesa w klatkę piersiową, pozostałe dwie pomknęły za niego,
gdzie stali jego przyjaciele.
Siła
uderzenia była tak wielka, że Pottera odrzuciło do tyłu, gdzie odbił się o
ścianę i upadł na podłogę. Dwa głuche uderzenia za nim powiedziały mu, że z
resztą Gryfonów stało się to samo.
Usłyszał
jeszcze kroki trzech, może czterech osób wychodzących z komnaty. Dokładnie
zamknęli za sobą drzwi, zostawiając ich na pastwę losu.
Nadchodziły
najgorsze chwile w dotychczasowym życiu całej trojki.
***
Podziemia
Ministerstwa Magii, departament czegoś, czego nazwy Blanka nie potrafiła nawet dokładnie
powtórzyć. Nie wiedziała, na którym poziomie się znajduje, którymi drzwiami
wyjść. Człowiek głupiał w tym półmroku o niebieskawej poświacie, w niemal
kompletnej ciszy. Kiedy Hewson była tu po raz pierwszy, loch wypełniony był do
maksimum czarodziejami odzianymi w zazwyczaj czarne peleryny. Teraz pozostała
ich jedynie garstka. Część została wyeliminowana podczas ćwiczeń w trakcie
kolejnych spotkań, cześć nie wytrzymała psychicznie i wycofała się sama.
Siedemnaście, dokładnie tyle ich było. A do samego końca dotrwa jeszcze mniej,
to było pewne.
Blanka
siedziała sztywno na swoim niewygodnym drewnianym krześle. Jak zwykle zacięty
wyraz twarzy skrywał to, jak bardzo się niepokoiła. Tak bardzo chciała dobrnąć
do końca! Choć, musiała przyznać sama przed sobą: w perspektywie tego, co
działo się z nią ostatnio, wiedziała, że może nie dać rady. Ponoć to normalne,
ostrzegano ich na początku, że ćwiczenia i eliksiry mające na celu spotęgowanie
ich magicznej mocy mogą powodować bezsenność, nagłą utratę wagi, brak apetytu,
omdlenia, generalne pogorszenie stanu zdrowia, a nawet mogą zwiększyć łamliwość
kości. Blankę przeszły ciarki na wspomnienie głośnego trzasku kości udowej
ogromnego mężczyzny, gdy w trakcie ćwiczeń ktoś po prostu na niego wpadł. Potem
przypomniał się jej własny wypadek. Tak głupi… ale również skutkujący złamaniem
i ogromnym bólem. Wszyscy uspokajali, że to normalne objawy, że są po prostu w
ten program wpisane i trzeba się z nimi pogodzić. Ale w takim razie dlaczego
najlepszy z całej grupy John Emillias, na którego Blanka spojrzała teraz z
ukosa, z nimi się nie spotkał? Wyglądał i żył jak gdyby nigdy nic, czego wychudzona,
zmęczona do granic możliwości i obolała Hewson zazdrościła mu z całego serca.
Do
pomieszczenia wszedł w końcu Tom, ich opiekun. Każdy mówił do niego po imieniu,
nikt nie znał nazwiska, „Po prostu Tom” – odpowiadał, gdy ktoś o nie zapytał.
Był to niewysoki, tęgi czarodziej w średnim wieku z nieco nieobecnym
spojrzeniem. Rozejrzał się po zgromadzonych i przejechał dłonią po łysiejącej
głowie.
Blanka
przyglądała mu się podejrzliwie, jak prawie na każdym wcześniejszym spotkaniu.
Fenomenem było dla niej to, że tak wielu czarodziejów bezgranicznie mu ufało,
obcemu urzędnikowi, który tak na dobrą sprawę równie dobrze mógł być jednym z
popleczników Vol… Nie, tej myśli nie chciała do siebie dopuścić, odsuwała ją od
siebie zawsze w ostatnim momencie. Dumbledore musiał go sprawdzić, skoro
pozwolił jej i Emilliasowi brać udział w tym wszystkim. Niemniej, Tom sprawował
pieczę nad grupą obfitą w obdarzonych wielką mocą i talentem czarodziejów, kim
on był, żeby aż tak mu ufać? – często wątpiła, gdy drżącą ręką podnosiła do ust
flakonik z podawanym przez Toma tajemniczym eliksirem.
- Jak
widzicie, z każdym spotkaniem jest was coraz mniej – zaczął chrypliwym głosem
zamiast przywitania. – I jestem pewien, że to się nie zmieni aż do końca. Przed
wami ostatni i bez wątpienia najtrudniejszy dla was etap…
***
Nieprzenikniona
i narastająca cisza świszczała w uszach. Słyszał szaleńcze bicie swojego wystraszonego serca.
Zdawało mu się, że słyszy nawet płynącą w żyłach krew.
Leżący na
posadzce, całkowicie wyziębnięty Syriusz nie mógł się ruszyć, a każdy kawałek
jego ciała pulsował z bólu. Niewidzialny drut kolczasty oplatał kostki i
nadgarstki za plecami chłopaka. Zaklęcie, które ugodziło jego i jego
przyjaciół, odebrało mu nawet zdolność mrugania, mógł jedynie wpatrywać się w
przestrzeń piekącymi i powoli wysychającymi oczyma. Od środka wypalał go ogień,
czuł, jakby wszystkie narządy wewnętrzne skręcały się wokół siebie. Język
cofnął mu się do gardła, dusząc go. Dławił się całe godziny, walcząc o każdy
oddech. Wargi wywinęły się na wierzch, rozrywając się równocześnie i krwawiąc.
Chciał
krzyczeć, nie mógł nawet jęknąć. Chciał wić się szaleńczo z bólu, nie potrafił
nawet mrugnąć, cały zastygł.
Nie znał
takiego wymiaru cierpienia. W najczarniejszych myślach nie przypuszczał nawet,
że może taki istnieć. Był bliski postradania zmysłów, ucieczka w szaleństwo
byłaby jedynym wyjściem. Stawał się coraz pewniejszy tego, że zwariował. Że to
się nie mogło dziać. Przez wszystkie te godziny modlił się w myślach o
nadejście pomocy, o sen, o utratę przytomności, a w pewnym momencie nawet o
śmierć. O jakąkolwiek zmianę. Nie miał już siły łapać powietrza, w ustach czuł
gorycz. Skórę i wnętrze ciała trawił żywy ogień. Ogarnęło go otępienie, nie
miał pojęcia, co się dzieje, nie był w stanie racjonalnie myśleć.
Zaczynało
świtać, a pomoc nie nadchodziła. Mrok w komnacie bardzo powoli i niechętnie
ustępował pierwszym, nikłym promieniom listopadowego słońca.
_______________
***
Peter, Syriusz i James szybkim krokiem przemierzali szkolne korytarze nikle oświetlone leniwym ogniem pochodni. Wysoko ponad nimi, między lewitującymi dyniowymi maskami, latały nietoperze.
***
Podziemia Ministerstwa Magii, departament czegoś, czego nazwy Blanka nie potrafiła nawet dokładnie powtórzyć. Nie wiedziała, na którym poziomie się znajduje, którymi drzwiami wyjść. Człowiek głupiał w tym półmroku o niebieskawej poświacie, w niemal kompletnej ciszy. Kiedy Hewson była tu po raz pierwszy, loch wypełniony był do maksimum czarodziejami odzianymi w zazwyczaj czarne peleryny. Teraz pozostała ich jedynie garstka. Część została wyeliminowana podczas ćwiczeń w trakcie kolejnych spotkań, cześć nie wytrzymała psychicznie i wycofała się sama. Siedemnaście, dokładnie tyle ich było. A do samego końca dotrwa jeszcze mniej, to było pewne.
***
Nieprzenikniona i narastająca cisza świszczała w uszach. Słyszał szaleńcze bicie swojego wystraszonego serca. Zdawało mu się, że słyszy nawet płynącą w żyłach krew.
PS Ktoś wie, kiedy oni pisali OWTUMy? Wpisałam
czerwiec, ale bez pewności.
Strasznie naciągane. W zasadzie jak cały Potter ^^
Miała być jeszcze jedna scena, z której jednak zrezygnowałam. Za bardzo już by
trąciła kiczem. Dobra, powiem Wam. Chłopaki mieli być świadkami morderstwa. No
nie do końca, ale o to mniej więcej chodziło. Myślę, że przyznacie mi rację, że
jednak to sobie darowałam. No bo jak, w Hogwarcie? Bez przesady.
"Rety… co za kupa (korciło mnie, żeby
OdpowiedzUsuńtak nazwać rozdział)." - powaliłaś mnie na łopatki, kupa zawsze i wszędzie <3
"Słyszał szaleńcze bicie wystraszonego swojego serca." - swojego wystraszonego bardziej :)
"Leżący na posadzce, całkowicie wyziębnięty Syriusz nie mógł się ruszyć, a każdy kawałek jego ciała pulsował z bólu." - chodziło Ci pewnie o wyziębionego? XD
Tyle od strony technicznej!
Nie wierzę, że tak długo zwlekałaś, stara dupo, zamiast po ludzku opublikować razem z tym morderstwem. Chyba właśnie przez to, że je wycięłaś, mam wrażenie, że rozdział jest jakiś niedokończony, urwany, niepełny. Nie jest to ten klasyczny niedosyt wynikający z zaciekawienia, to jest: nie tylko. Jakoś... za szybko ten rozdział minął i zdaje się, że jakoś mało wniósł, chociaż wniósł przecież dość sporo. Niemniej jednak, abstrachując od tego, że potrafisz dużo lepiej, podobało mi się, chociaż tak mało moich ulubionych postaci, i pragnę więcej i szybciej. Jeśli znowu każesz mi tyle czekać, znajdę Cię i zjem!
Tyle ode mnie, bo muszę kiedyś iść spać!
Twój Brat Niedźwiedź
: >>>
UsuńOdezwała się ta, która nie każe czekać :D
Dzięki, dzięki, babciu, za uwagi. Jak zbiorę się w sobie na tyle, by znów przeczytać ten rozdział, popoprawiam ;] I pewnie też przyznam rację co do reszty.
Spanie jest dla słabych ;)
NO MÓW CO CHCESZ, teraz się szybko uwinęłam!
UsuńSama jesteś spanie :< spanie jest fajne. Sen zimowy. I różne zwierzęta, które weń zapadają. Jak ja. Bo jestem Niedźwiedziem.
Robię Ci siarę na Twoim własnym blogu :D weź mnie zablokuj albo coś!
Jesteś chodzącym pomnikiem premedytacji, Marcinie... -.-
UsuńPomnik. Wiesz, w Warszawie na Starym Mieście jest taki placyk z posążkami Niedźwiedziami, mogę Ci zrobić zdjęcie :>
UsuńJu łona fajt?
MOOOOOOOOOL!!! xDDD Ktos tu jest głupi, że ja dziękuję xD Spożytkuj może tą swoją energię na pisanie rozdziału, hę? ;>
UsuńJak nie chcesz zdjęcia to powiedz, a nie przezywasz :<
UsuńPamiętasz jeszcze, że miałam Cię zjeść, jeśli karzesz długo czekać? (Patrz powyżej.) Matury maturami, ale ja już napiszesz wszystko, to będziesz miała trochę wolnego czasu jednak, co nie? :>
UsuńCHCESZ DOSTAĆ PO GŁOWIE? PISZŻE!
Usuń:DDDDDDDD
UsuńCzekej, robi się ^^
I SAMA PISZ, ZORAZO JEDNA TY!
O, jednak szabloniarnia? :> Wiedziałam, że zmiękniesz! I BĘDĘ PISAĆ, W TYM TYGODNIU,
UsuńNo nie wierzę, w końcu jakaś pozytywna wiadomość! Bardzo mi brakowało czegoś do czytania (do zagłuszenia myśli?), a tu proszę: wpisuję adres, wciskam enter i co? Jest! Nawet sobie nie wyobrażasz tego sekundowego zdziwienia. Haha!
OdpowiedzUsuńSzybko mi to czytanie poszło, aż żal.
Widzę, że wyłaniają się tu zarysy jakiejś grubszej sprawy, huhuhu. Powoli dobijamy do sedna, co nie? Skończyło się miłe, wakacyjne pitu-pitu. Ale to dobrze, trzeba rozruszać to skostniałe towarzystwo! :D
Jeszcze sobie pozwolę na taką tycią uwagę, jeśli mogę oczywiście (a jak nie mogę..?): ja osobiście tej wspomnianej przez Ciebie sztywności i ciężkości specjalnie nie odczułam, no ale może się nie znam? :O Wiadomo, że po dłuższej przerwie ma się pewien problem z powrotem do dawnej wprawy, jednak nie popadajmy w skrajności! Beznadziejne nie było, mnie się podobało - jak zwykle, tak gwoli przypomnienia.
Ach, ach, ach... Muszę szybko wracać do zakładania bloga (dasz wiarę, ja?!), żeby zdążyć nim minie ta dziwna chęć. Trzeba wykorzystywać natchnienia, prawda?
Także wstrzymaj oddech ulgi, jeszcze tu wrócę!
A mi jest tak baaaardzobardzobardzo miło, kiedy Cię tu widzę :>>>
UsuńŻARTUJESZ?! Hahaha, w końcu! dawajdawajdawaj adres! :D (bo niestety Twój profil nie jest udostępniony i niestety za jego pośrednictwem nie mogę się do Ciebie zakraść)
No widzisz? Jaka ja podstępna i złośliwa! :D
UsuńSerdecznie zapraszam Cię na mojego pierwszego bloga od czasów... No, dawnych. o.O Fallen wraca do zabijania, dręczenia i snucia chorych pomysłów!
Adres brzmi... http://zanimzasniesz.blogspot.com/
Mógłby być bardziej majestatyczny, prawda? :O
lolololololo
Fajnie tak mieć Halloween w środku stycznia, muszę powiedzieć.
OdpowiedzUsuńAle potem, jak już się wczytałam, to było tak mało fajnie.
Chyba najbardziej się boję o Blankę. To zbyt trąci czarnym interesem. Jak ją umrą, to znajdę i zavaduję.
Opis cierpienia Syriusza mi się podobał. Aż we mnie się coś poskręcało.
Co do subskrypcji, darowałabym sobie, wiesz? Na blogspocie funkcjonuje lista czytelnicza, naprawdę fajny kawałek sprawy. Jeżeli ktoś będzie chciał czytać, doda sobie i po kłopocie.
Zresztą, chyba wiesz, o co chodzi, bo mam Cię w "obserwujących" Łapę. Inna sprawa, że Ciebie we własnej osobie nie widzę ;)
Z uwag technicznych to tak:
A nuż, ktoś wszczął sprzeczkę? - Nie wiem, czy ten przecinek jest tu potrzebny.
...kluczowy zawodnik reprezentacji Ravenclawu w quiddithu,... - Wiem, że "quidditch" to popaprane słowo, ale uciekło Ci ce.
Potoczył wzrokiem po skepieniu Wielkiej Sali cały czas przeszywanym przez błyskawice. - Coś ci zjadło el w sklepieniu.
Zsyłały prawdziwą ulewę, jednak krople wody rozpływały się w powietrzu nad głowami siedzących przy stołach uczniów na wysokości lewitujących świec i dyniowych masek i przechodziły w nicość. - Znaczy, ogólnie nie jest źle, trzeba by tylko wrzucić przecinek przed drugim i. Z tym, że to zdanie jest zagmatwane jak nie wiem. Sugerowałabym - ale tylko sugerowała! - jakoś je przeflancować, może rozbić na mniejsze.
- Cześć, dziewczyny – uśmiechnął się parę sekund później, siadając przy Lily i Amelii, cmokając tą drugą na powitanie w policzek. - Życie z zegarkiem w ręku, jak widzę. Wyrzuciłabym to parę sekund później. Myślę, że nawet tak ograniczony czytelnik jak ja, który zazwyczaj musi mieć wszystko słowo po słowie opisane, jest w stanie zwizualizować sobie jego drogę do stołu Gryffindoru bez dodatku czasowego :)
Chyba już wszyscy w szkole wiedzieli, że są razem, poza nimi samymi. Byli najbardziej oczywistą, choć z powodów ich ciągłych zaprzeczeń, wciąż nieoficjalną parą w Hogwarcie. - A to jest fajne :D
Rozszczepiła się na trzy części, jedna z nich impetem trafiła Jamesa w klatkę piersiową, pozostałe dwie pomknęły za niego, gdzie stali pozostali dwaj Gryfoni.
Siła uderzenia była tak wielka, że Gryfona odrzuciło do tyłu, gdzie odbił się o ścianę i upadł na podłogę. - Wyrzuciłabym tego drugiego Gryfona. Wiemy, że chodzi o Jamesa, to wypływa klarownie z kontekstu, a przez to dookreślenia tylko niepotrzebnie generują się powtórzenia.
Ogólnie rzecz biorąc, ciekawy kawałek tekstu, tylko zabrakło mi rozwiązania akcji. Liznęłyśmy trochę tematu, fajnie, ale to bardziej wygląda na szkic, niż na w pełni zarysowany rozdział.
Wiem, wiem - stopniowanie napięcia. Ale mogłaś popłynąć dalej (byłoby dłużej) i chociaż jeden wątek wyjaśnić.
Pozdrawiam,
Śladami Łapy
Jest i Hela :D O rety, przeczytałam "Ale potem, jak już się wczytałam, to było tak mało fajnie" i serce mi stanęło w gardle. Uwielbiam Twoje komentarze, zawsze bardzo pomagają, ale nawet nie wiesz, jak się czasem ich boję!
UsuńTaaaak, dopiero niedawno odkryłam tą funkcję w całej okazałości. A w zasadzie: odkryłam na nowo, bo w pewnym momencie zupełnie o niej zapomniałam.
Tobie jak zwykle nic nie umknie :) Musisz wiedzieć, że bardzo cenię Twoje uwagi, dziękuję :) Jak tylko będę miała dłuższą chwilkę, dorwę się do błędów no i oczywiście zabiorę się za zaległości u Ciebie, bo widziałam, że takowe mi się narobiły. Już kilka razy przysiadałam do Łapy, ale za każdym razem coś mi wyskakiwało, więc spodziewaj się mnie w najbliższym czasie ;)
Jeszcze raz dzięki,
trzymaj się!
Wstukałam Twój adres bez większej nadziei, a tu proszę... Nowy rozdział! Kurcze, nawet nie wiesz jak się ucieszyłam (chociaż teraz tak patrzę, że znowu Cię nie ma i nie ma...)
OdpowiedzUsuńW każdym razie stęskniłam się strasznie za Twoim pisaniem i niesamowicie mi się rozdział podobał, więc nie masz na co narzekać.
Sprawa z Blanką się rozjaśniła i kurcze, aż mi się coś w żołądku zrobiło jak o tym czytałam. Masakra, pięknie opisane, jak żywe i w ogóle tak oryginalne i Twoje, że chylę czoła. Jak zawsze z resztą.
Chłopaki się wpakowali w jakieś (miałam napisać 'gówno', ale się powstrzymałam - mój język staje się coraz bardziej wulgarny...) coś nieprzyjemnego i normalnie nie mogę, że przerwałaś w takiej chwili i nie wiem kiedy (ani czy) masz zamiar opublikować ciąg dalszy. Mam nadzieję (ogromną!), że wkrótce!
Pozdrawiam serdecznie
hogwarts-friendship.blogspot.com
O kurka, nawet nie wiesz, jak się cieszę, widząc Cię tutaj! (Na początku nie poznałam Cię po tym nicku! :D) Jak zwykle zjawiasz się z dobrym słowem i jakąś taką pozytywną energią. Momentalnie poprawił mi się humor, ale też złapały mnie trochę wyrzuty sumienia - no wiesz, u Ciebie zaległości, u innych zaległości, u siebie hiper-zaległości... a czasu niewiele. Ale takie komentarze jak Twoje bardzo motywują, mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj ruszę trochę do przodu.
UsuńBardzo dziękuję ;) Niebawem się u Ciebie zjawię, strzeż się!
Do napisania!
Widzę nowy szablon! Jest całkiem uroczy :D
OdpowiedzUsuńUhm, no boski po prostu. Nie mogę znaleźć w szabloniarniach nic, co by mi odpowiadało, a i konkretnego pomysłu na zamówienie też nie mam (ani zaufania ;p). Czy Ty wiesz może, jak mogę usunąć ten paskudny cień na kartach u góry bloga? I nie wyczaruję polskich znaków w tej czcionce, co nie? :|
UsuńNie mam pojęcia, jak usunąć cień. Z czcionką to samo. Moje umiejętności dotyczące szablonów i manipulowania nimi ograniczają się do wykonywania instrukcji szabloniarek :D
UsuńFajnie, naprawdę fajnie napisane. Ciekawy pomysł. Będę wyczekiwać z nie cierpliwością na kolejne twoje rozdziały. Przy okazji...fajny szablon.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam
Anne Rise Of The Guardians http://rise-of-the-guardians.blogspot.com/
Zwyczajnie zaraz mnie krew zaleje... Czemu, no czemu jak trafiam na coś naprawdę fajnego, ciekawego i porywającego z czasów Huncwotów to jest to najczęściej zaniedbane/zawieszone?! Co za piekielny pech!
OdpowiedzUsuńJuż teraz mam przeczucie, że zostanę pięknie olana, ale niech będzie...
Ten szablon zabija moje oczy. Wolałabym po stokroć białe tło i czarne literki. Wcale, a wcale bym się nie obraziła i na pewno nie zwlekałabym tyle z przeczytaniem ;)
Przeczytałam wszystko, co było i naprawdę mi mało! Bo ta historia tak pięknie wpasowuje się w książki, tak idealnie ciągnie akcję, bohaterów i jeszcze daje coś od siebie. Choć przyznam, że ten ostatni rozdział taki jakiś dziwny jest, brakuje mu końca, jakiś taki wypchany urywkami jest - jakby niekompletny.
No i, cholewka, podoba mi sie tu naprawdę ogrom rzeczy. Bo masz świetnych bohaterów (którzy zapewne wciąż i tak mi się mylą...) takie indywidua, że aż miło się o nich czyta.
Rany u ciebie nawet lubię Petera :P A ostatnio nabawiłam sie awersji do niego. Ale tutaj jest taki uroczy z tym poderwaniem dziewczyny, listem do Łapy no i odkładaniem na później, że aż trudno go nie lubić.
Chyba po raz pierwszy widzę przyjaźń Jamesa i Syriusza przedstawioną na podstawie zarysu z książki. A ja już straciłam wiarę w ludzi! To naprawdę jest coś, żeby oddać takie dwie niesamowite jednostki, nie krzywdząc żadnej z nich. Bo James to wciąż ten głupek, któremu kiełbie we łbie. Niby coś tam sie nauczył, ale wciąż za mało. Co nie zmieni faktu, że facet jest prześwietny, a chyba najlepiej pamięta go z treningu Quidditcha :P Siedział sobie na trybunach i jakby nigdy nic całował się a Lidią ;) Cały James. Nawet sama Lidia wydaje się spoko babka. Nie jest jakąś pustą dziewuchą, niedopracowanym charakterem, ale myślącym i marzącym człowiekiem.
Biednego Remusa tylko jakoś szczególnie nie przyuważyłam... tzn. nie rzuca sie za bardzo w oczy - bardziej robi takie tło, bo kojarzy mi się tu tylko z futerkowym problemem.
Bo Syriusz to zwyczajnie miodzio. Uwielbiam takie wydanie. Jest tak do bólu arystokracki i spowinowacony z rodziną, a jednocześnie tak huncwocko zabawny, że chce sie go więcej i więcej. A przy tym to świetny przyjaciel, który umie poskromić Jamesa, co chyba najbardziej w nim cenię. w dodatku bardzo fajnie przedstawiłaś jego relacje z Doreą oraz, w tej krótkiej scence, z Orionem. Ale najzabawniejsze było chyba jak gadał sobie z Andromedą w sprawie żonki ;) I uwielbiam jak wplotłaś tu Dorcas Meadowes - wreszcie jest w tym wieku, w jakim powinna. Ale ona była starsza od Syriusza o jakieś 5 lat raptem, no od reszty oto o 6, wiec nieco przesadzał. Chociaż nauczyciel wbił mnie w ziemię :P To było przezabawne :D
I jeszcze te twoje postaci, które też są dopracowane.
I jeszcze te twoje postaci, które też są dopracowane.
OdpowiedzUsuńZaczynając od wiecznego pechowca Matta, który swoją osobą wnosi tak wiele radości. I jeszcze ten charakterystyczny sposób wypowiadania się! I sierociniec, przeszłość - dzięki takim drobiazgom postaci naprawdę żyją.
Tatiana mi się z Maliną kompletnie nie kojarzyła i kompletnie byłam przez jakiś czas zagubiona ;) Ale doceniłam, bo dziewczyna jest prześwietna! Taki mały uroczy stworek, którego to wszędzie pełno ;) I tu znów widać, że nie jest tu bez powodu, że ma swoją przeszłość, która splata się z przeszłością Łapy i Blanki ^^ A najlepsza było i tak w Hiszpanii, gdy pisałaś, że ludzie uważają ją za córkę wcześniej wspomnianej pary :P
Amelia to chyba za to jakieś złote dziecko - mądre, ładne i jeszcze takie zgodne. Wydaje mi sie być taką oazą spokoju i zlepiać tą całą zgraję ;)
Natomiast Blanka z tym delikatnym wyobcowaniem i zgryźliwością jest takim bardzo przyjemnym dopełnieniem całej tej bandy. A i ona ma historię, ojca, matkę - ludzi, którzy kiedyś byli w jej życiu i zostawili ślad. A historia podoba mi się bardzo. Ślub, rozwód, powrót, Blanka i kalendarz :( I jeszcze to Blankowe nielubienie dotykania - wydaje sie takie spójne z jej osobowością, takie pełne. Pabla jakoś nie za bardzo lubię - ot, taki chłopaczyna, co to liczy na więcej, a tak naprawdę jakoś za wiele nie wnosi.
No i o Larrym bym zapomniała! Jej ten to już w ogóle jest złote dziecię! Jestem pełna podziwu nad jego determinacją i wiedzą. Świetny człowiek. A najlepsze wspomnienie z nim to: skarpetki :P
Myślę, że nikogo nie pominęłam, a przynajmniej mam taką szczerą nadzieję :)
A ta laska od Syriusza jakaś dziwna była - co on w niej widział? Chyba tylko wiśnie :)
Dumbledore i jego sterydowa armia mnie przerażają... dziwne to jakieś i takie zakręcone, zupełnie nie dyrektorowe. Ale nic, jeszcze nie mówię nie, liczę, że dożyję kontynuacji ^^
Wśród nauczycieli (pomijając tego nieoficjalnego :P) McGonagal robi furorę. Najpierw balowała na parkiecie, a później tak uroczo przypatrywała się poczynaniom profesora Łapy :) Ale, żeby nie było, ma też swoją zwykłą, opiekuńczą stronę i jak tu jej nie kochać?
Kobieto, sklej następny rozdział, ja cię bardzo ładnie proszę...
P.s. Dzięki tobie wygrzebałam z czeluści zapomnianą przeze mnie piosenkę ;)
P.s.2 Jak można dwa dni pod rząd nie zmieścić się w jednym komentarzu?
Jej, jak miło widzieć tu taki komentarz po tak długiej przerwie! :D Bardzo pokrzepiające i mobilizujące.
UsuńMiałam straszny młyn przez ostatnie miesiące, przyznam szczerze, że myślałam już o tym, by wrzucić tu rozdziały, które napisałam 100 lat temu na zakończenie tego opowiadania i dać sobie z tym wszystkim spokój. Teraz się cieszę, że wcześniej nawet do tego nie mogłam znaleźć chwili - właśnie pracuję nad powrotem ;) Jestem na etapie przypominania sobie, o co w tym wszystkim w ogóle chodzi xD Kto z kim i dlaczego? Np kompletnie nie mogę zaskoczyć, o jakie skarpetki odnoście Larry'ego Ci chodzi xD
Strasznie mi miło, że moi bohaterowie przypadli Ci do gustu! Przyznam Ci się, że teraz mam straszną tremę przed pisaniem, bo wiesz, wypadłam z rytmu i boję się, że uda mi się tak szybko "wejść" znowu w te postacie, że stracą one swój jako-taki wyraz, nad którym wcześniej sporo pracowałam... :/
No wiesz, jak możesz, ten szablon to moje najwspanialsze dzieło! :c Haha, daj spokój, wiem, jest tak paskudny, że odechciewa mi się powrotu, jak widzę, że trzeba będzie dziada zmienić :D
Raaaaaany, nie byłam tu z 3821988491 lat, pewnie zostałam wyklęta przez wszystkich blogowych znajomych...
Baaaaaaaaaaaaaaaaardzo Ci dziękuję za tak miłe słowa. Bo są takie... nie że przymilne, raczej pobudzające do działania i dające kopa w tyłek! (I podziwiam, że chciało Ci się tu spędzić tyle czasu, by ogarnąć to wszystko :O) Jeszcze raz dziękuję ;)
Do napisania,
M.
Po pierwsze to najbardziej cieszy mnie zmiana szablonu ;) Nareszcie można czytać! Bo tak po szczerości to wcześniej czytałam na telefonie jakoś tam przez google i tylko tak dawało radę :P
Usuń100 lat temu? Hmm ciekawe :P Przypominaj sobie, przypominaj, a jak już to zrobisz, to napisz rozdział ;) A z tymi skarpetkami chodzi o to jak byli w Porcie i obaj z Syriuszem narobili rabanu o te skarpetki, które Łapa wrzucił gdzieś na jakąś szafkę ^^ Obaj byli wtedy uroczy!
Jak za pierwszym razem dałaś radę, to dasz i teraz ;) I nie próbuj nawet tak się migać, bo ja naprawdę teraz już jestem zdeterminowana żeby posuszyć ci głowę o ten nowy rozdział :P
A czas, jaki tu spędziłam bardzo sobie chwalę, bo naprawdę dobrze się bawiłam ;). Ja chyba nigdy się nie przymilam, czasami jestem wręcz za bardzo szczera i coś mi się zdaje, że pare osób wymiękło przez moje takie marudzenie...
A dziękować nie ma za co ;) Ja naprawdę nigdy nie zmyślam (najwyżej pomijam :P) i pochwały ci się należały, a kopniak na rozpęd wziąż należy ^^
Witam, witam! Nawet nie wiesz, jaką mi radość sprawiłaś tym komentarzem i zmianami, które tu widzę. :D Skoro powoli wracasz, nie pozostaje mi nic innego jak oczekiwać na ten szczęśliwy dzień, gdy coś opublikujesz. Jeśli chodzi o mnie i moje opowiadanie... Cóż, nie widzę tego kolorowo. Co prawda, im bliżej końca czerwca, tym bardziej pozytywna aura, jednak dopóki nie zdam tego wszystkiego, co tam sobie uzbierałam, nie mam nawet ochoty otwierać Worda. :)
OdpowiedzUsuńSędziwy wiek? Jeżeli 18 lat za taki uważasz (za dwa tygodnie w piątek dokładnie!), to podejrzenia masz słuszne. :P
Przyznam Ci się do czegoś, dobrze? Ale nie mów nikomu...
...
...
...
Już sama nie pamiętam, jak to miało być z tą Perłą i wszystkim dookoła niej. Ha! :>
Ojej... jaką ja jestem debilką... tyle razy sobie wbijałam do łba po przeczytaniu Twojego komentarza, żeby Ci wysłać życzenia w te urodziny! I co? I przypomniałam sobie dopiero teraz! -.-
UsuńKurka, wybacz, naprawdę i przyjmij spóźnione, ale szczere najlepsze życzenia! ;) Duuuuuuuuuuuużo zdrowia, jeszcze więcej weny, szczęścia i sukcesów!
I Twojego szybkiego powrotu! Bo choć sama jestem plackiem i nie ogarniam życia, to jednak na innych z niecierpliwością czekam ;)
No i co? W powietrzu unosi się zapach lenistwa... Czyżbyś nie zapomniała coś wstawić :P?
OdpowiedzUsuńZUa kobieto, jak możesz kazać tyle czekać?!
OdpowiedzUsuńBo na razie czternastka leży i kwiczy :c Wszystko rozmontowałam, staram się to jakoś poskładać w całość odświeżając sobie kanon... ciągle coś, notuję, kombinuję, wykreślam. Ciężko to wszystko złożyć do kupy po takiej przerwie i coś mi się wydaje, że najbliższe rozdziały nie będą porywać. Ale robię, co w mojej mocy, szczególnie, gdy widzę takie komentarze! ;)
UsuńNosz kurczę kopane - tu dalej nic! Ty chyba nie czytasz wszytskich częsci od początku? Bo, jeżeli tak, to ja zaczynam sie obawiać, że nigdy nie doczeka tej 14. A wszyscy mówią, że to 13 jest pechowa... co za kłamcy!
UsuńW ogóle ostatnio coś mi sie w główce poprzestawiało i sama założyłam bloga. Jakbyś miała ochotę (byle tylko to nie opóźniło 14), to wpadnij Rant-czarodzieja.blogspot.com
P.S. Mam nadzieję, że jeszcze w tym tygodniu coś NOWEGO tu zawiśnie...
Wszystkich nie, ale planowałam przynajmniej 4. Rany, nawet to mi nie idzie. No obciach no.
UsuńAle kurka, nie położę się dzisiaj spać, dopóki nie ogarnę tej 14 choć w połowie, no jak bum-cyk-cyk!
Oooo, świetnie! :) Przymierzam się już do czytania ;) Zrobię to na pewno, tylko jak widzisz, tempo mam ostatnimi czasy naprawdę zabójcze...
Jedna strona... może sie jakoś rozmnoży?
UsuńChyba jednak zaraz wyjdę z siebie i stanę obok... do tej pory była przekonana, że to wredne "obserwatorzy" mnie oszukuje i tu czeka na mnie rozdział - była o bardzo przyjamna myśl, szkoda, że tylko myśl...