2 lip 2012

5. Panowie, przedstawiam wam Fascynację

(opublikowano dnia 15.04.2011) 



- Dzisiaj o dziesiątej wieczorem na molo. Będziecie?
- Tak.
- W takim razie będę czekał wiesz gdzie.
- Wiem, do zobaczenia. – Blanka uśmiechnęła się na pożegnanie, gdy Pablo zostawiał ich samych z propozycją spotkania się wieczorem na zabawie zorganizowanej przez miasteczko dla turystów.
Nie trzeba było powtarzać im dwa razy. O umówionej porze zjawili się wszyscy przy wejściu na molo. Po plaży rozchodziły się rytmy gorącej muzyki, przy której nogi same chciały tańczyć.
Pobyt w tym miejscu był dla nich niesamowitym przeżyciem, piękną odskocznią od szarej i coraz bardziej pogrążonej w strachu Anglii. Tutaj zatrzymał się czas w najlepszym, najbardziej kolorowym momencie. Wszystko tu było takie beztroskie… Zupełnie, jakby nikt nigdy nie słyszał o tym, co dzieje się w deszczowym państwie na północy.
Gdy tylko wspięli się na drewnianą konstrukcję prowadzącą w głąb morza, rozdzielił ich tańczący tłum. Tatiana, Amelia i Larry zniknęli gdzieś, wtapiając się w bawiących się ludzi. James i Lidia , zupełnie nieczuli na magię miejsca, zatrzymali się przy wejściu i zajęli sobą.
Molo rozświetlone było przez dziesiątki, a może setki, kolorowych lampionów w staroświeckim stylu. Rytmiczna muzyka od czasu do czasu przegrywała z szumem fal, ciała rozgrzane od tańca chłodził przyjemny morski wiatr. Te same ciała, przyodziane w letnie, zwiewne ubrania, wirujące w tańcu, przepychały Blankę i Syriusza do przodu.
Chłopak w osłupieniu przyglądał się temu, co go otaczało. Ludzie, którzy zapewne pierwszy raz się spotkali, tańczyli ze sobą tak, jakby od dawna ćwiczyli razem choreografię. Nie było między nimi żadnego skrępowania czy onieśmielenia. Był po prostu taniec i muzyka.
Hewson złapała go za rękę.
- Salsa! – uśmiechnęła się, wciągając go do tańca. – To wcale nie jest trudne – dodała, jakby odczytywała nie tylko jego mimikę, ale także myśli.
Do tej pory uważał się za króla parkietu . Teraz, kiedy prowadziła Blanka (która chyba ten taniec i tę muzykę miała po prostu we krwi, bo poruszała się niezwykle miękko i rytmicznie), poczuł się jak błazen.
- Nie bądź taki sztywny! – wrzasnęła do ucha, przekrzykując muzykę.
Uniósł pytająco brwi, nie do końca wiedział, co konkretnie dziewczyna ma na myśli. Pożałował tego, bo z odpowiedzi odczytał z ust dziewczyny:
- Rozluźnij się. – Spojrzał na nią z uniesioną śmiesznie jedną brwią. – Jest super.
Tańczyli przez chwilę razem, kiedy Gryfonka znów się odezwała:
- Pamiętaj: o wpół do trzeciej spotykamy się przed wejściem i idziemy na świstoklik. Nie spóźnij się. I nie patrz teraz, ale przy barze jakaś blondynka pożera cię wzrokiem, a mnie zabija. Tobie powodzenia życzyć nie trzeba?
I... znikła.
Syriusz przez ułamek sekundy stał zdezorientowany, zanim zrozumiał to, co się stało i jej słowa. Wysoka sylwetka brunetki po prostu zapadła się pod ziemię.
Z całej masy rzeczy, które Black mógł teraz zrobić, tylko jedna opcja go zaciekawiła: odwrócił się w kierunku baru. Ponad głowami tańczących dostrzegł ładną blondynkę w sukience w wiśnie. Faktycznie zerkała na niego ukradkiem.
Uśmiechnął się pod nosem i (choć na początku wahał się czy to aby na pewno dobry pomysł) ruszył w jej kierunku.
Pewnie i tak nie zna angielskiego…

***

Remus odpisywał na list Tatiany.
Matt studiował przy świetle świecy hogwarckie księgi i wynotowywał składniki do doświadczenia, które zaplanował jako pierwsze, kiedy tylko znów będzie mógł posługiwać się czarami.
Obaj nie dopuszczali do siebie myśli, że są nieszczęśliwi.
Przecież nie warto sobie zawracać głowy czymś, co i tak się nie uda.
Prawda?

Mogli pozazdrościć swojemu przyjacielowi, który najpewniej przeżywał teraz najpiękniejsze chwile w swoim dotychczasowym życiu.
Po cichym, pogrążonym w głębokim śnie miasteczku, oświetlonym światłem ozdobnych latarni spacerował Peter. Nie sam – z uroczą nieznajomą. Och, dobrze: nie była tak całkowicie mu obca, ale tak mało o niej wiedział, a tak bardzo chciałby to zmienić! Fascynowała go, mogłaby całymi godzinami opowiadać mu o sobie. Tymczasem była tajemnicza i na jego pytania zazwyczaj odpowiadała niepewnym uśmiechem. Ale kiedy coś mówiła, to Peter chłonął jej słowa z wypiekami na twarzy. Każde jej spojrzenie było dla niego pięknym prezentem, a kiedy się uśmiechała, to… to cały świat był tylko jego.

***

Syriusz nie znał hiszpańskiego, a ta dziewczyna nie mówiła po angielsku. Porozmawiać nie mogli, ale za to świetnie im się ze sobą tańczyło.
Miała sięgające za łopatki złoto-blond włosy, układające się w delikatne fale, i zielononiebieskie oczy. Pełne wargi były dokładnie w tym samym kolorze, co opalona cera.
Była dziewczęca i delikatna. I miała piękny uśmiech.
Black, opanuj się! – upomniał samego siebie w myślach. Przebywał z nią od kilku minut, a już dostrzegł więcej szczegółów w jej wyglądzie niż u wszystkich dziewczyn, z którymi się wcześniej spotykał w sumie. Nie miał pamięci do twarzy, co zrobić? Zresztą rzadko przywiązywał uwagę do akurat tej części ciała. Patrzył na… całokształt.  Z tego tytułu często wynikały nieprzyjemne sytuacje, kiedy nie poznawał dziewczyny, z którą w poprzedni wieczór miał randkę.  Cóż, tak był już skonstruowany.
Jednak ta nieznajoma zupełnie zburzyła tę konstrukcję. Nie była typowo piękna, ale miała w sobie tyle uroku i wdzięku… Miała w sobie coś, co nie pozwalało oderwać od niej oczu. I jeśli Blanka nieśmiałe spojrzenia dziewczyny w stronę Syriusza nazwała „pożeraniem wzrokiem”, to na to, co robił Syriusz, brakowało już określeń.

Żwawa, latynoska piosenka dobiegła końca. Zatrzymali się oboje. Wciąż trzymał ją za rękę przekonany – nie bez pewnej dozy smutku – że dziewczyna zaraz odejdzie. Spojrzał na nią jeszcze raz, chcąc jak najlepiej ją zapamiętać. Zdać by się to mogło nazbyt romantyczne jak na Blacka, jednak w końcu za kilka sekund miała się stać na zawsze jedynie uroczą nieznajomą i intrygującym wspomnieniem z wakacji.
Ale ona nie odchodziła. Nie wyjmowała swej dłoni z jego uścisku. Stała obok, czekając, aż znów poleci muzyka, aż minie ten ułamek sekundy w ciszy, który zdawał się trwać wieczność.
            [ muzyka ]
Uśmiechnęła się do niego pogodnie. Nie potrafił nie odwzajemnić tego gestu.
Chwila, niby równa mrugnięciu oka, w której na molo przestała rozbrzmiewać muzyka, dobiegła końca.
Powietrze wypełniły dźwięki powolnych rytmów.
Partnerka Syriusza zarzuciła mu ręce na szyję i przysunęła się bliżej.
Poczuł jej perfumy, przywodzące na myśl zapach wiśni.
To nie był taniec.
Wszyscy obecni na molo, przylegając do siebie prawie całą powierzchnią ciała, wirowali w rytm zmysłowej muzyki.
Nieznajoma ciaśniej oplotła go ramionami, zmuszając, by przychylił do niej głowę, jeszcze bardziej zmniejszając pomiędzy nimi dystans. Tym samym wtulił policzek w jej włosy, jego usta znalazły się tuż przy jej uchu.
Czuł na sobie jej ciało, byli naprawdę blisko.
Zrozumiał, że jest nią kompletnie zahipnotyzowany, że pochłonęła go bez reszty.
Niesamowity urok tej nieznanej mu dziewczyny, zmysłowa muzyka i bliskość sprawiła, że był przy niej jak trafiony zaklęciem oszołamiającym.
Chyba jeszcze nigdy nie spotkał kogoś tak wyjątkowego. I nawet nie wiedział, co go tak w niej ujęło.
Zbliżeni do siebie w zmysłowym objęciu, pulsowali w rytm muzyki. Ich ruchy, oddechy, każda komórka ciała zdawała się podporządkować zmysłowej piosence.
Pierś dziewczyny falowała w płytkim oddechu. Byli bardzo blisko. Zrobiło się gorąco.
Kiedy bawiący się na molo zaczęli odczuwać we krwi budzące się w nich  coraz silniejsze pożądanie, utwór się skończył. Zostawił po sobie przyspieszone oddechy ekscytacji.

***

- Powinniśmy już iść… - przerwała Blanka chwilę milczenia.
Spacerowała z Pablem po plaży.
Fale co jakiś czas podmywały ich bose stopy. Cudowny letni wiatr przyjemnie chłodził ich skórę w tą wyjątkowo ciepłą noc. Szum fal działał jak muzyka relaksacyjna, echem niosły się rytmy utworów, do których tańczono na molo.
Jednak zamiast błogo rozleniwiona, dziewczyna zdawała się być markotna, co nie uszło jego uwadze.
- Dlaczego iść? Przecież widziałaś, że twoim znajomym raczej się podoba – uśmiechnął się półgębkiem.
- Świstoklik – powiedziała Blanka, jakby to kończyło rozmowę.
- Pójdziecie pieszo. Ta mała jest chyba królową dyskoteki, założę się, że okularnik i blondynka jeszcze się od siebie nie oderwali. Amelię i tego wielkoluda widziałaś, jak wychodziliśmy. Też nie wyglądali na takich, którzy chcą, żeby im przeszkadzać. No a ten brunet chyba świata poza Dubois nie widzi i też go pewnie teraz kwestia świstoklików mało obchodzi.
- Ale iść taki kawał… - zaczęła bez przekonania, patrząc w tym kierunku, gdzie położony był Port, ale Pablo przerwał jej:
- Masz kogoś?
Zamilkła i spojrzała na niego zaskoczona.
- Masz? – nie dawał łatwo za wygraną.
- Nie denerwuj mnie … - mruknęła rozdrażniona, idąc dalej, mimo że chłopak się zatrzymał, gdy zadał to pytanie.
Chciał ją obserwować podczas tej rozmowy, jednak niewiele mógł po niej odgadnąć, kiedy odwróciła się od niego. Dogonił ją uśmiechnięty.
Wiedział, że trafił w czuły punkt.
- Jakiś dupek? – zapytał.
- Nie.
- Więc?
- Powietrze – powiedziała bez emocji.
- Żartujesz, że jesteś wolna! – wykrzyknął nietaktownie, zapominając o dobrych manierach.
Przypomniały mu się dopiero, gdy dziewczyna zmroziła go spojrzeniem.
- Ślepi są ci Anglicy chyba – spróbował się zrehabilitować.
Uśmiechnęła się do niego kpiąco i z politowaniem.
- Chyba raczej mam jakąś głupią minę czy coś przylepione na plecach...
Zaśmiał się serdecznie, obejmując ją ramieniem. Miłym zaskoczeniem było, że się nie odsunęła, jak to zwykła robić, unikając kontaktu cielesnego.
Całkiem na rękę był mu fakt, że była wolna.

***

Ponoć czas spędzony w miłym towarzystwie płynie szybciej.
Co dziwne, bo w przypadku Hogwartczyków, przyszłych szóstorocznych, godziny mijały jak sekundy, a przecież akurat do „miłego towarzystwa” to ich nie można było zaliczyć. Każdy w tej zgranej grupie miał jakieś nawyki albo, nazwijmy to „ułomności”, przez które byli w stanie doprowadzić do szału najbliższe otoczenie, jak np. głośne strzelanie gumą do żucia, wyjątkowo zgryźliwe docinki, nadużywanie jakiegoś słowa, pociąganie nosem albo przesadne wymagania. Wiadomo, że nikt nie jest idealny. Ale oni, jako grupa, byli wręcz koszmarni.
A jednak mimo to czuli się okradzeni ze wspólnego czasu, który minął zdecydowanie zbyt szybko.
- Musimy się dzisiaj spakować – zauważyła Tatiana. Jak na nią, nader rozsądnie.
- Zostańcie jeszcze… - wyśpiewała błagalnie Blanka – nie zostawiajcie mnie samej z Amelią – dodała teatralnym, przerażonym szeptem.
Szkotka, która miała zostać u przyjaciółki jeszcze przez tydzień, spojrzała na nią z ukosa.
- Nawet nie wiesz, jak bym chciał… - James przejechał dłonią po włosach. – Ale mama zabiłaby mnie, gdybym nie pojechał z nią na ten urlop.
Lidia pokiwała ponuro głową, zgadzając się z nim i spoglądając tęsknie w kierunku morza. Już wiedziała, że będzie jej brakowało tego magicznego miejsca.
- Tatiana? – zapytała z nadzieją w głosie Blanka.
- Jak nie wrócę jutro, to mnie też rodzice zabiją. Ale dlatego, że przez miesiąc nie miał kto umyć podłogi – burknęła szatynka, zazdroszcząc skrycie Jamesowi wyjazdu z rodziną.
- Larry też nie będzie mógł – poinformowała wszystkich Amelia. – Dostał list od siostry, że ich mama coś sobie złamała, no a ktoś się musi zajmować dzieciakami, kiedy ojciec jest w pracy.
- Właśnie, a gdzie się on z Syriuszem podział? – Lidia pierwsza zauważyła brak tej dwójki.
W odpowiedzi do ogrodu, gdzie siedzieli, dobiegł ich huk spadających przedmiotów.
Blanka natychmiast pomaszerowała sztywnym krokiem w kierunku domku, z którego to płynęły dźwięki mówiące o tym, gdzie aktualnie znajdują się dwaj Anglicy.
- A niech to tylko będą moje kubki z Gór Smoczych! Zabiję… - zamruczała pod nosem.
Wpadła do salonu, gdzie znalazła obu chłopaków. Syriusz siedział na podłodze przy biblioteczce, jedną ręką tarł oko, wokół niego porozrzucane były książki, które przed chwilą jeszcze stały na regale. Larry stał obok, zastygł w pozie, która wskazywała na to, że próbował coś złapać.
- To on! – powiedzieli w tym samym momencie, wskazując siebie nawzajem, gdy dostrzegli Blankę.
Uniosła brwi i obdarowała każdego z chłopaków sceptycznym spojrzeniem. Machnęła krótko różdżką, a opasłe tomy powróciły na swoje miejsce.
- To jego wina, wrzucił moje skarpetki na ten regał – powiedział na wydechu Larry, usprawiedliwiając się jak dziecko, jednocześnie starając się nie parsknąć śmiechem.
Bądź, co bądź, ale z ich perspektywy sytuacja wyglądała komicznie.
Dziewczyna przeniosła wzrok z Krukona na Łapę, zupełnie jak stanowcza matka, która czeka, aż jej dzieci same przyznają się do tego, co nabroiły.
- No nie specjalnie przecież! – zaperzył się Syriusz, odnosząc się do kwestii Larry’ego o rzucaniu skarpetami na górę szafki
Wciąż siedział na podłodze, trąc zawzięcie oko. Miał minę małego łobuza, który próbuje wziąć matkę na litość. Patrząc na nią żałośnie, zaczął:
- Blanka, ty dobrze wiesz, że ja bym ci tu takiego smrodu nie zostawił. Bo nawet jak mnie wkurzysz, to nigdy bym nie pomyślał, żeby cię udusić. – Na tą uwagę, brwi Blanki podjechały jeszcze wyżej. – Chciałem sięgnąć to cuchnące coś, co Larry zakłada na stopy i żartobliwie nazywa to skarpetkami. I sięgnąłbym, gdyby nie to, że ta… ON – powiedział z naciskiem, spoglądając w stronę Mullena i dając do zrozumienia, że chciał użyć jakiegoś bardziej twórczego określenia – przylazł tu, potknął się na regał i zwalił na mnie te książki. A w ogóle, to coś mi wpadło do oka – powiedział tonem obrażonego dziecka. Na jego ustach czaił się skrywany uśmiech.
Kilka sekund potrwała cisza, aż w końcu Blanka parsknęła śmiechem.
Syriusz spoglądał na nią jednym okiem i resztkami siły starał się zachować naburmuszoną minę.
- Nie trzyj – pouczyła go dziewczyna.
Machnęła różdżką w kierunku regału, znad którego wyleciała para czarnych skarpetek i wylądowała na wyciągniętej dłoni Larry’ego.
- Nie trzyj! – rzuciła w stronę Syriusza, który coraz bardziej znęcał się nad obolałym miejscem.
Opuścił rękę, ukazując zaczerwienione i załzawione oko.
- Boże, co mu się stało? – zapytała Tatiana, która przyszła za Blanką, zwabiona jej śmiechem.
- Coś mi wpadło do oka – poskarżył się Krukonce Black, zupełnie w stylu Jamesa, który zwykł użalać się nad swoim zdrowiem i wzbudzać współczucie wśród dziewczyn.
Robił z siebie ofiarę losu i liczył na pocieszenie. A przynajmniej kiedyś właśnie taki miał sposób na podryw. James (i Syriusz w tej chwili) robił to w ramach żartu, ale i tak osiągał pożądany efekt. Podobnie jak Syriusz teraz.
Tatiana przykucnęła przy nim i odwróciła jego twarz do światła. Zajrzała mu pod powiekę.
- Faktycznie coś tu masz… Nie wierć się.
- Oczywiście, że ma – odezwała się Blanka. – Ja nawet wiem co.
- Co? – sam zainteresowany spojrzał na nią z ukosa, bo Malina trzymała go za podbródek jedną ręką, a drugą próbowała wyciągnąć owe coś za pomocą chusteczki higienicznej.
- Ładną Francuzkę – stwierdziła Gryfonka.
- Co ty mówisz?
- Nie wmówisz mi, że ta dziewczyna, z którą wczoraj tańczyłeś całą noc, nie wpadła ci w oko – Blanka spojrzała na niego przenikliwie. Dopiero teraz trafiła się okazja, by porozmawiać o wczorajszym wieczorze. Zazwyczaj nie interesowały jej podboje miłosne Syriusza i kogokolwiek innego, ale tym razem zauważyła coś wyjątkowego: Łapie zależało. A przynajmniej tak wnioskowała po jego wczorajszym zachowaniu.
- ONA BYŁA Z FRANCJI?! – wrzasnął, odwracając gwałtownie głowę od Tatiany. – Au! – syknął i złapał się za oko.
- Mówiłam, żebyś się nie wiercił! Teraz to ja już tego nie wyciągnę… Za bardzo się wbiło. Blanka, chyba ty będziesz musiała… - powiedziała Tatiana, spoglądając na różdżkę wystającą z kieszeni krótkich spodenek przyjaciółki.
- To Francuzka? – sprawę swojego zdrowia Syriusz postanowił zlekceważyć wobec tak ważnej informacji. – Skąd wiesz? – dodał, kiedy brunetka pokiwała głową.
- Nocuje w hotelu ojca Pabla, powiedział mi.
- Ja pierdzielę, przecież ja znam francuski… - mruknął, po raz pierwszy będąc za coś wdzięcznym matce: zmusiła go w dzieciństwie do nauki tego języka. Znienawidzone hasło „Toujour pur” miał wyryte w głowie, jak wyryte było na ławce serce z literami L.E. zrobione przez Jamesa w sali obrony przed czarną magią. – A wczoraj się z nią całą noc na migi dogadywałem… Łamaną angielszczyzną tylko powiedziała, jak ma na imię.
- Jak?
Zawahał się przez chwilę. Nie chciał mówić.
- Airelle – poddał się w końcu.
- Ładnie – powiedziała Tatiana.
- Ale ją rodzice załatwili – zaśmiała się złośliwie w tym samym momencie Blanka. – Borówka… Nie zorientowałeś się po imieniu, skąd jest?
Syriusza zmroziło. No tak!  Jak mógł być tak głupi?
Spuścił z siebie ze świstem powietrze. Miał ochotę wrzasnąć ze wściekłości.
- Rozumiem. Zbyt byłeś zajęty gapieniem się na nią, żeby myśleć o etymologii jej imienia…
- Podoba ci się? – Tatiana przerwała złośliwości Blanki i spojrzała z podekscytowaniem na przyjaciela.
Ten tylko uśmiechnął się tajemniczo.
- Aaa! To znaczy tak! – Krukonka uradowana klasnęła w dłonie. – Jaka ona jest? Nie widziałam jej...
- Zostań jeszcze – przerwała Blanka, zmieniając temat, zanim Black zdążył odpowiedzieć Tatianie. A raczej ją zbyć, bo nie lubił pytań, które zmuszały go w jakimś stopniu do zwierzenia.
Spojrzał zaskoczony na Hewsonównę.
- To było do mnie?
- Tak. Rozmawialiśmy właśnie o tym w ogrodzie, zanim nie narobiliście rabanu. O tym, żeby ktoś jeszcze został. Amelia będzie tu jeszcze przez tydzień, wrócicie potem razem.
Zastanowił się chwilkę.
- No proszę cię, nie powiesz mi chyba, że tęskni ci się za rodzinką? James i tak wyjeżdża, co będziesz robił sam w Londynie?
- Jest jeszcze Remus i Peter... – chciał zostać, ale miał wątpliwości.
- Chociaż w wakacje mógłbyś dać im szansę od ciebie odpocząć.
- A twoja mama?
- Uwielbia cię. Lubi, jak faceci całują kobiety po dłoniach – wyjaśniła, odnosząc się do pierwszego spotkania Syriusza i pani Hewson, kiedy to chłopak swoimi manierami zrobił na pani domu piorunujące wrażenie. – Zresztą ja też.
Syriusz uśmiechnął się pod nosem.
Z jednej strony czuł, że powinien wrócić, że tak wypadało, ale z drugiej, strasznie mu się tu podobało. I miał cichą nadzieję, że może jeszcze spotka Airelle, która niesamowicie zainteresowała go swoją osobą.
Nie wiedział nawet jak ani kiedy dokładnie się to stało, ale zapragnął poznać tą dziewczynę, dowiedzieć się o niej wszystkiego, spędzić z nią jak najwięcej czasu… Miała w sobie coś fascynującego.
- Pablo mówił, że te dziewczyna ma zajętą kwaterę jeszcze na najbliższy tydzień.
Coś w piersi Syriusza przyspieszyło i zatańczyło salsę, podobną do tej, którą tańczył wczoraj w towarzystwie uroczej blondynki.
Jeszcze nie wiedział, jak koszmarnie złym krokiem była decyzja, którą podjął.
- Przekonałaś mnie!


2 komentarze:

  1. zaczynam dopiero czyta twojego bloga :) jest fajny ale to jest dziwne że oni byli w szkole a to nagle na jakiś wakacjach czy coś :P mało Lily i Jamesa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeci rozdział jest taką przejściówką między szkołą a wakacjami, ale masz rację, trochę skróciłam akcję.
      Mam nadzieję jednak, ze mimo wszystko Ci się spodoba ;)

      Usuń

Dziękując za uwagę i poświęcony czas, nieśmiało pragnę dodać, że będę bardzo wdzięczna za każdą szczerą opinię czy choćby znak zainteresowania pozostawiony na blogu ;)
Layout by Yassmine